drżą na ogniu poczerniałe palce
dzwoniąc pokarmowym łańcuchem
wieczorne zwiastowanie chlebusia ze smalcem
zda się wyczuć nawet skwarki kruche
ziarnu rzuconemu przed wiepsze do pieca
na złość naturze brązowieją pięty
ku słońcu kłosa nie wzniesie jak świeca
płomieniem już przepadło droga nie tędy
spalone wydarte porzucone bez dechu
w korowodzie grozy napoczęte trupy
zatrzymaj się zwolnij choć przez chwilę człowieku
trzeba to ogarnąć jakoś zebrać ... do kupy
Nie mam w domu nic poza chlebem.
OdpowiedzUsuńI zbieram się do kupy,
Żeby wyjśc po zakupy.....
Chleb ze smalcem... Poezja dla żołądka!!! (Niezaznana przeze mnie od lat...)
OdpowiedzUsuńAsju, nie jadłem też ze trzy lata już, choć pachnie:))))
OdpowiedzUsuńChlebus,smalec i ogorek
OdpowiedzUsuńno i można"dawać w rurę!":)
a kiedyś sami robiliśmy smalec ... z jabłkiem ;(
OdpowiedzUsuńraz chlebkowi proponował smalczyk
OdpowiedzUsuńby razem mogli zatańczyk walczyk
chleb robi ramę i wiruje na piętce
smalczy rozmazał się na nim naprędce
szalejąc na parkiecie niczym w karnawale
chlebek się zmęczył a smalczyk wcale
przewracając się teraz na parkiet w nieładzie
zgadnijcie proszękto się na kim kładzie?