( w hołdzie Bule)
kwiaty delegacji nie więdną
ułatwionym przejazdem
na ulicy bez ucieczki
wyje ostatkiem serce
przyjedzie na pożegnalne:
kurwa mać
piątek, 30 września 2011
poeta pozna poetkę
dla większego zacieśnienia wersów
rozluźnienia skostniałej formy
związania jakoś puenty z puentą
rozluźnienia skostniałej formy
związania jakoś puenty z puentą
jesiek
zażółcił się zaczerwienił
wygiął plecy w agonii
i opadł wirując bez sensu
na wietrze
mgła miała ukryć
upadek
podniosła spódnicę
delikatnym podmuchem
kolejny kawałek mnie
szeleści pod nogami
wygiął plecy w agonii
i opadł wirując bez sensu
na wietrze
mgła miała ukryć
upadek
podniosła spódnicę
delikatnym podmuchem
kolejny kawałek mnie
szeleści pod nogami
czwartek, 29 września 2011
gazeta ( proza)
Była punktualnie. Umówiony znak rozpoznawczy - gazetka pod pachą, radoście wyciągnęła nagłówek na powitanie. Właściciel gazetki, przystojny brunet, okazał się nadzwyczaj eleganckim kandydatem. Ujął ją i rękę, którą może o kilka sekund dłużej przytrzymał przy ustach, niż by to nakazywała przyzwoitość. Solidnie do tej pory zatknięta gazetka, wypadła bezradnie na kolejnym zjeździe jedynie słusznej.
Kolejną zobaczyła w dniu ślubu. Miał ją przy sobie czekając przed kościołem. Ujrzawszy ją, taką szczęśliwą, wiosenną przez moment zawahał się. Gazetka zadrżała, po czy wylądowała w rękach świadka.
Uśmiechnęła się. Ten widok ją rozczulił. Tak się przecież poznali. On czekający na nią z gazetką.
Nie mieli nic. Tylko siebie. Marne zarobki państwowych urzędników. Perspektywę mieszkania społdzielczego za 15-lat i....gazetkę. Ta na stałe zagościła w ich domu. Na początku z wypiekami czytali rubrykę z numerami loterii. Potem niefartowna gazetka wędrowała po kawałku z drugim śniadaniem do jego biura.
Mijały lata. Wynajmowana kawalerka ledwie mieściła teraz już czteroosobową rodzinę. Nie wyjeżdzali na wakacje. Brali do domu każde zlecenie, by związać koniec z końcem. Rezygnowali z ubrań, z kina, teatru i jedynie gazetka na stałe zamieszkała w ich domowym budżecie, stopniowo poszerzając zakres zainteresowań pana domu. Początkowo były to jedynie wiadomości sportowe, później dołączyły informacje z kraju, zagranicy a w końcu nekrologii.
Poczuła się zagrożona. Podjęła rękawicę zaczynając nierówną walkę....z gazetką. Szły łeb w łeb. Przelatywał gazetkę po łebkach w pietnaście minut, potem ją.
Stopniowo to gazetka uzyskiwała przewagę. Zapełniała coraz więcej czasu i miejsca.
Po piętnastu latach na stałe wypchnęła ją do kuchni, pieszcząc dwukrotnym czytaniem coraz słabsze oczy męża. Dawniej właściciel, dziś niewolnik, celbrował każdy nowy egzemlarz, zaczynając od pierwszej strony kończąc na stopce redakcyjnej.
Stawała czasem w progu kuchni obserwując życie zamknięte w drobnych, mimicznych ruchach twarzy. W balecie palców na stronicach, nerwowych wymachach nogi założonej na nogę.
Nie zauważał jej. Spoza gazety nie docierały żadne odgłosy mogące świadczyć o zainteresowaniu jej osobą. W czasie posiłków, nawet nie patrzył w stronę talerza. Nie krytykował, nie zachwalał, nie wyrażał emocji. Nawet wtedy gdy podała mu grzybki. Zjadł i przesunął talerz na środek stołu. A ona jak zwykle poszła do kuchni. On przewrócił stronę na rubryki ogłoszeń
Zaparzyła kawę.Tak jak lubiła. Z mlekiem i z dużą ilością cukru. Wróciła do pokoju. Jeszcze miał drgawki.
Przykryła go gazetką....
Kolejną zobaczyła w dniu ślubu. Miał ją przy sobie czekając przed kościołem. Ujrzawszy ją, taką szczęśliwą, wiosenną przez moment zawahał się. Gazetka zadrżała, po czy wylądowała w rękach świadka.
Uśmiechnęła się. Ten widok ją rozczulił. Tak się przecież poznali. On czekający na nią z gazetką.
Nie mieli nic. Tylko siebie. Marne zarobki państwowych urzędników. Perspektywę mieszkania społdzielczego za 15-lat i....gazetkę. Ta na stałe zagościła w ich domu. Na początku z wypiekami czytali rubrykę z numerami loterii. Potem niefartowna gazetka wędrowała po kawałku z drugim śniadaniem do jego biura.
Mijały lata. Wynajmowana kawalerka ledwie mieściła teraz już czteroosobową rodzinę. Nie wyjeżdzali na wakacje. Brali do domu każde zlecenie, by związać koniec z końcem. Rezygnowali z ubrań, z kina, teatru i jedynie gazetka na stałe zamieszkała w ich domowym budżecie, stopniowo poszerzając zakres zainteresowań pana domu. Początkowo były to jedynie wiadomości sportowe, później dołączyły informacje z kraju, zagranicy a w końcu nekrologii.
Poczuła się zagrożona. Podjęła rękawicę zaczynając nierówną walkę....z gazetką. Szły łeb w łeb. Przelatywał gazetkę po łebkach w pietnaście minut, potem ją.
Stopniowo to gazetka uzyskiwała przewagę. Zapełniała coraz więcej czasu i miejsca.
Po piętnastu latach na stałe wypchnęła ją do kuchni, pieszcząc dwukrotnym czytaniem coraz słabsze oczy męża. Dawniej właściciel, dziś niewolnik, celbrował każdy nowy egzemlarz, zaczynając od pierwszej strony kończąc na stopce redakcyjnej.
Stawała czasem w progu kuchni obserwując życie zamknięte w drobnych, mimicznych ruchach twarzy. W balecie palców na stronicach, nerwowych wymachach nogi założonej na nogę.
Nie zauważał jej. Spoza gazety nie docierały żadne odgłosy mogące świadczyć o zainteresowaniu jej osobą. W czasie posiłków, nawet nie patrzył w stronę talerza. Nie krytykował, nie zachwalał, nie wyrażał emocji. Nawet wtedy gdy podała mu grzybki. Zjadł i przesunął talerz na środek stołu. A ona jak zwykle poszła do kuchni. On przewrócił stronę na rubryki ogłoszeń
Zaparzyła kawę.Tak jak lubiła. Z mlekiem i z dużą ilością cukru. Wróciła do pokoju. Jeszcze miał drgawki.
Przykryła go gazetką....
ziemska prezydencja
kopernik patrzy
na dole tłum
pochodni zorza
i głośne bum
to jemu tylko
wypadła sfera
gdzie heliocentryzm
się podział teraz
na dole gwiazdy
znalazły słońce
zimne spojrzenia
głowy gorące
a jak na górze
tak i na dole
pakuję plecak
biorę obole
wszechświat się rządzi
prawem koniunktury
wirując przyspiesza
wokół czarnej dziury
na dole tłum
pochodni zorza
i głośne bum
to jemu tylko
wypadła sfera
gdzie heliocentryzm
się podział teraz
na dole gwiazdy
znalazły słońce
zimne spojrzenia
głowy gorące
a jak na górze
tak i na dole
pakuję plecak
biorę obole
wszechświat się rządzi
prawem koniunktury
wirując przyspiesza
wokół czarnej dziury
inaczej
sto lat ma Adam trochę mniej Ewa
Adam wciąż Ewie piosenki śpiewa
Ewa wygładza mu siwy wąs
razem zbierają drewno na stos
stos ciągle rośnie choć czas pogania
drzewo poznania nie do poznania
i o Poznaniu nie wiedzą wciąż
a stos dlatego że zdechł im wąż
23 kwietnia 2011
Adam wciąż Ewie piosenki śpiewa
Ewa wygładza mu siwy wąs
razem zbierają drewno na stos
stos ciągle rośnie choć czas pogania
drzewo poznania nie do poznania
i o Poznaniu nie wiedzą wciąż
a stos dlatego że zdechł im wąż
23 kwietnia 2011
środa, 28 września 2011
rozmowy w szoku
- pan józef przyjechał ze wsi pod kielcami
za chwilę w obecności telewidzów
i gości w studiu podzieli się z nami
kulisami swojego dramatu
zapraszam teraz na reklamy
a po nich wrócimy do tematu
wypadły ci? nie staje? masz za dużo kasy
zamień! kup! wybierz!
oszczędzaj lasy.
-witamy po przerwie:
prosimy panie józefie:
-droga pani prowadząca
jakoś się telepię
mam kochającą żonę udane dzieci
duże mieszkanie a w pracy obleci
awans dostałem - na kierownika
wypłata bez wszystkich dodatków
ma życie mi styka
a jeszcze odkładamy z żoną
na wakację w peru
problemów ze zdrowiem
nie mamy zbyt wielu
ot czasem grypa angina - zwyczajnie
jesteśmy ludzmi wierzącymi
z potencją normalnie
trochę majsterkuję
małżonka dobrze pichci
kupuję by nie wyrzucać
życie to nie wyścig!
mamy dużo czasu
dla dzieci i siebie
no i dzięki bogu
jakoś się kolebię
na ryby chodzę na grzyby
do teatru kina
nie palę a picie?
czasami łyk wina
tak żyję pani redaktor
ot życie banalne
- pan wybaczy józefie..
to nie jest normalne...
za chwilę w obecności telewidzów
i gości w studiu podzieli się z nami
kulisami swojego dramatu
zapraszam teraz na reklamy
a po nich wrócimy do tematu
wypadły ci? nie staje? masz za dużo kasy
zamień! kup! wybierz!
oszczędzaj lasy.
-witamy po przerwie:
prosimy panie józefie:
-droga pani prowadząca
jakoś się telepię
mam kochającą żonę udane dzieci
duże mieszkanie a w pracy obleci
awans dostałem - na kierownika
wypłata bez wszystkich dodatków
ma życie mi styka
a jeszcze odkładamy z żoną
na wakację w peru
problemów ze zdrowiem
nie mamy zbyt wielu
ot czasem grypa angina - zwyczajnie
jesteśmy ludzmi wierzącymi
z potencją normalnie
trochę majsterkuję
małżonka dobrze pichci
kupuję by nie wyrzucać
życie to nie wyścig!
mamy dużo czasu
dla dzieci i siebie
no i dzięki bogu
jakoś się kolebię
na ryby chodzę na grzyby
do teatru kina
nie palę a picie?
czasami łyk wina
tak żyję pani redaktor
ot życie banalne
- pan wybaczy józefie..
to nie jest normalne...
kołysanka
zbliża się mrok
już strachy o krok
a mała dziewczynka wciąż nie śpi
sowa hu hu
nietoperz co tchu
poczytaj dziś tato oj! weź mi!
o smoku co był
zjadł siarkę i żył
bo mama coś źle ją czytała
że niby on pękł?
no bzdur jakiś pęk!
ty czytaj bym spać się nie bała
ja zmyślam więc znów
wciąż dbając by snów
nic nie zmąciło pociechy
smok cały i zdrów
je siano miast krów
na buzi rumiane uśmiechy
gwiazd pełen już skłon
księżyca lśni toń
wymsknęły się dłonie z książeczki
to teraz bez bata
czas zasnąć jak tata
a mama pogasi już świeczki
21 sierpnia 2011
już strachy o krok
a mała dziewczynka wciąż nie śpi
sowa hu hu
nietoperz co tchu
poczytaj dziś tato oj! weź mi!
o smoku co był
zjadł siarkę i żył
bo mama coś źle ją czytała
że niby on pękł?
no bzdur jakiś pęk!
ty czytaj bym spać się nie bała
ja zmyślam więc znów
wciąż dbając by snów
nic nie zmąciło pociechy
smok cały i zdrów
je siano miast krów
na buzi rumiane uśmiechy
gwiazd pełen już skłon
księżyca lśni toń
wymsknęły się dłonie z książeczki
to teraz bez bata
czas zasnąć jak tata
a mama pogasi już świeczki
21 sierpnia 2011
wtorek, 27 września 2011
powrocik
powracam ranem uliczki nieznane
fortepian chopina
i ta mina
w lustrze
oj żona
moja
kochana taka
nosa mi chyba utrze
tu jakieś kraty
chyba nie moje
choć może i moje właśnie
a w domu żona
moja kochana
no chlaśnie mnie
czy śpi?
i nie chlaśnie
hejże
drogo
do domu
daleka taka
krajobraz
pojawia się
niknie
a
w domu
żona kochana
cz! ka
i chyba
mimo pory
wczesnej przecież
ryknie
i ta mina
w lustrze
oj żona
moja
kochana taka
nosa mi chyba utrze
tu jakieś kraty
chyba nie moje
choć może i moje właśnie
a w domu żona
moja kochana
no chlaśnie mnie
czy śpi?
i nie chlaśnie
hejże
drogo
do domu
daleka taka
krajobraz
pojawia się
niknie
a
w domu
żona kochana
cz! ka
i chyba
mimo pory
wczesnej przecież
ryknie
święte krowy
W górach halny wymiata
na bałtyku sztorm
przynosi nowe
gdzieś pośrodku
próbuję coś uchwycić
zatrzymać
a święte krowy
wysoko
na bałtyku sztorm
przynosi nowe
gdzieś pośrodku
próbuję coś uchwycić
zatrzymać
a święte krowy
wysoko
adhd
myśli pierzchają we wszystkich kierunkach
czasem udaje się jakąś złapać za ogon
z wyrwanych piór ugniatam słowa
wciskając je w wyprasowane ubranka
bezpieczny produkt podaję
z byle jak zarzuconym uśmiechem
a przecież
potrafię jak natchniony milczeć
zostawiając ciszy wiersze.
czasem udaje się jakąś złapać za ogon
z wyrwanych piór ugniatam słowa
wciskając je w wyprasowane ubranka
bezpieczny produkt podaję
z byle jak zarzuconym uśmiechem
a przecież
potrafię jak natchniony milczeć
zostawiając ciszy wiersze.
poniedziałek, 26 września 2011
dykta
z dedyktacją dla Tadka
Do szopy trzeba desek
i wrętów, kątowników
framugi, ościeżnicy
i dykty i wsporników
To wszystko trzeba kupić,
rozłożyć na etapy
Acha! bo bym zapomnał
potrzeba jeszcze papy!
Zebrałem materiały.
Chcę złożyć w jeden dzień
Łopata, taczka, grabie
zyskają wreszcie cień
A z mą determinacją
z pewnością by się dało,
lecz stwierdzam z przerażeniem
że dykty jest za mało!
Trzydziestu płyt brakuje
cholera! i co tera?
do Obi?Castoramy?
Leroy-a? Praktikera?
Już chwytam za telefon
i dzwonię po marketach.
Lecz nigdzie nie ma dykty !
zastąpić czymś?- a gdzie tam!
Do auta i do składów
na Marki, Ząbki, Pyry.
Dopiero gdzieś, na Włochach
(bo w Pyrach się skończyły)
Dopadam do sprzedawcy
(rodowitego Włocha)
Sprzedaj mi troché dykty!
(chcę prosić prawie szlocham)
Trzydzieści dykt poproszę!
nadzieja jednak gaśnie
bo Włoch gestykulując:
Mam! Bene dykt szesnaście!
I jaki z tego morał?
lub choćby jakaś puenta?
No,taka że się dykta
czasami patałęta
Do szopy trzeba desek
i wrętów, kątowników
framugi, ościeżnicy
i dykty i wsporników
To wszystko trzeba kupić,
rozłożyć na etapy
Acha! bo bym zapomnał
potrzeba jeszcze papy!
Zebrałem materiały.
Chcę złożyć w jeden dzień
Łopata, taczka, grabie
zyskają wreszcie cień
A z mą determinacją
z pewnością by się dało,
lecz stwierdzam z przerażeniem
że dykty jest za mało!
Trzydziestu płyt brakuje
cholera! i co tera?
do Obi?Castoramy?
Leroy-a? Praktikera?
Już chwytam za telefon
i dzwonię po marketach.
Lecz nigdzie nie ma dykty !
zastąpić czymś?- a gdzie tam!
Do auta i do składów
na Marki, Ząbki, Pyry.
Dopiero gdzieś, na Włochach
(bo w Pyrach się skończyły)
Dopadam do sprzedawcy
(rodowitego Włocha)
Sprzedaj mi troché dykty!
(chcę prosić prawie szlocham)
Trzydzieści dykt poproszę!
nadzieja jednak gaśnie
bo Włoch gestykulując:
Mam! Bene dykt szesnaście!
I jaki z tego morał?
lub choćby jakaś puenta?
No,taka że się dykta
czasami patałęta
poproszono mnie
o referencje
a straszną mam demencję
lecz żem " życzliwy"
z reguły
więc szybko jakieś bzdury
na poczekaniu
że obywatel godzien i w staraniu
nie masz lepszego
a jaki kompetentny -
można liczyć na niego
jak coś powie - to mądrze!
nie pije nie pali - a skądże?!
no może trochę smutny
ale cóż... ten los okrutny
już taki
żona mu się dała we znaki
bo........ zaciągnęła dług
karciany
syn wraca nad ranem
pijany
a jego samego- nie rzadko
widywano z sąsiadką
teraz po zastanowieniu
myślę że siedział
w więzieniu
bo tak mu z oczu patrzy
źle
że czasem to aż... aż boję się
ma cztery tatuaże
jak kiedyś był na plaży
to widział je dozorca
chyba żebrze wciąż na dworcach
na piwo albo wino
i psy z okolic giną
też ponoć jego sprawka
a zdemolowana ławka
to jego jest zasługa
no żywcem go od pługa
oderwano
już w szkole go się bano
zus-u nie płaci wcale
a kiedyś w karnawale
smucił się specjalnie
przyczynił też się
walnie
do tornad i powodzi
jak również i do tego
że wyjeżdzają młodzi
do pracy za granicę
acha!... miękką ma prawicę
gdy tak ją czasem poda
ale to dobry człowiek
i szkoda go
no szkoda
a straszną mam demencję
lecz żem " życzliwy"
z reguły
więc szybko jakieś bzdury
na poczekaniu
że obywatel godzien i w staraniu
nie masz lepszego
a jaki kompetentny -
można liczyć na niego
jak coś powie - to mądrze!
nie pije nie pali - a skądże?!
no może trochę smutny
ale cóż... ten los okrutny
już taki
żona mu się dała we znaki
bo........ zaciągnęła dług
karciany
syn wraca nad ranem
pijany
a jego samego- nie rzadko
widywano z sąsiadką
teraz po zastanowieniu
myślę że siedział
w więzieniu
bo tak mu z oczu patrzy
źle
że czasem to aż... aż boję się
ma cztery tatuaże
jak kiedyś był na plaży
to widział je dozorca
chyba żebrze wciąż na dworcach
na piwo albo wino
i psy z okolic giną
też ponoć jego sprawka
a zdemolowana ławka
to jego jest zasługa
no żywcem go od pługa
oderwano
już w szkole go się bano
zus-u nie płaci wcale
a kiedyś w karnawale
smucił się specjalnie
przyczynił też się
walnie
do tornad i powodzi
jak również i do tego
że wyjeżdzają młodzi
do pracy za granicę
acha!... miękką ma prawicę
gdy tak ją czasem poda
ale to dobry człowiek
i szkoda go
no szkoda
niedziela, 25 września 2011
schab
leży w zlewie schab
rozmarzł i kapie
kapu kap
żona rzuca mięsem
płonę każdym kęsem
i wstydem że siedzę
na tyłku i nie kroję na kotlety
a ja wciąż zapominam niestety
że pięć godzin temu?
Jak to pięć ? naprawdę? o rany!
zostałem porwany...i
wpadłem w dziurę czasu!
zupełnie bez hałasu...
porwali mnie kosmici...
i...z pięciu godzin nici!
zniknęły bez pamięci
ratujcie wszyscy święci!
i ty mi wybacz żono
bo wiesz już
mnie u p r o w a d z o no -
wbrew woli - już pędzę
schabik kroić
...daj jeszcze minut pięć
ja to zrobie a ty siedź
a ten cholerny schab
rozmarzł i kapie
kapu kap
rozmarzł i kapie
kapu kap
żona rzuca mięsem
płonę każdym kęsem
i wstydem że siedzę
na tyłku i nie kroję na kotlety
a ja wciąż zapominam niestety
że pięć godzin temu?
Jak to pięć ? naprawdę? o rany!
zostałem porwany...i
wpadłem w dziurę czasu!
zupełnie bez hałasu...
porwali mnie kosmici...
i...z pięciu godzin nici!
zniknęły bez pamięci
ratujcie wszyscy święci!
i ty mi wybacz żono
bo wiesz już
mnie u p r o w a d z o no -
wbrew woli - już pędzę
schabik kroić
...daj jeszcze minut pięć
ja to zrobie a ty siedź
a ten cholerny schab
rozmarzł i kapie
kapu kap
złota myśl biblioteczna
Drogi czytelniku!
Nasza biblioteka
to twój punkt
odniesienia
(na prośbę Tusi)
Nasza biblioteka
to twój punkt
odniesienia
(na prośbę Tusi)
sen
poruszam ręką a potem nogą
palcem u stopy uchem i brwią
otwieram oko a potem drugie
ostrożnie sprawdzam czy wszyscy są
potem do kuchni nastawić kawę
pot z czoła zetrzeć przywitać psa
to tylko sen był a już się bałem
czego właściwie?....no tego.....tiaaaaaa
palcem u stopy uchem i brwią
otwieram oko a potem drugie
ostrożnie sprawdzam czy wszyscy są
potem do kuchni nastawić kawę
pot z czoła zetrzeć przywitać psa
to tylko sen był a już się bałem
czego właściwie?....no tego.....tiaaaaaa
z gwałtownymi zwrotami akcji
poznał ją na gadu gadu plotąc bez ładu i składu
zamówił kolację i skrzypka
w menu płonąca rybka na szpadzie
w restauracji przy wodospadzie
czekał z bukietem róż a w drzwiach staje żona
cóż....
gdzie anioł stróż!!!
wolna i atrakcyjna?
porzucona i niewinna?
to ona???
wpadają jednak w ramiona aby nie robić scen
od świeczki płonie tren
od trenu jego frak
on krzyczy AWRUK!!!
wspak
wtem kelner wnosi danie
potyka się wpada na nie
na twarzy ma musztardę
a w szyi aż po gardę
szpadę
dam radę krzyczy jeszcze
na ostrzu płoną leszcze
żona krzyczy on klnie
lecz
to nie koniec historii
o! nie!
wpada teściowa z teściem i wierzcie lub nie wierzcie
(bo teść od lat nie żyje)
krzyczą że hańbę zmyją
i biegną po wiadro i mopa
menadżer jakaś jełopa
dzwonić chce sam nie wie gdzie
i w kółko kręci się
włos na głowie rwie co nie pomaga raczej no nie?
biegną do wyjścia z sali
rejtana w drzwiach mijali
z jeszcze całą szatą
A tu psy
uciekły z jatki
wypięły się na kratki
nadały biegu żwawsze tempo
wprost na front zastępom
zomo
skąd tam się wzięło? nie wiadomo
lecz buraczane twarze nie wyrażały marzeń
oprócz wal pan w osobówkę
zadatek chcieli - stówkę!
przepadła pewnie - szkoda
teraz biegiem do domu po schodach
ogłoszenie wisi?- zepsute???
no zrobi cieciowi porutę! lecz schody całe tylko ktoś tam mieszka
z pracy księgowy- fajny koleżka
prosi by dać na piwo parę zeta
poszukać monety - nie ta!
ta przecież na szczęście lecz cóż?- kolega ma w ręce nóż!
a " szczęście'?
wbiega w próg za nim!
bo szczęścia nic nie zrani
w domu zaparzy kawę
i poda zimną strawę
i na kolana siada
cholera coś będzie
po tym wszystkim nie wypada.......
ileż to już czasu? no z rok? no!
acha!
laptopa jeszcze przez okno
zamówił kolację i skrzypka
w menu płonąca rybka na szpadzie
w restauracji przy wodospadzie
czekał z bukietem róż a w drzwiach staje żona
cóż....
gdzie anioł stróż!!!
wolna i atrakcyjna?
porzucona i niewinna?
to ona???
wpadają jednak w ramiona aby nie robić scen
od świeczki płonie tren
od trenu jego frak
on krzyczy AWRUK!!!
wspak
wtem kelner wnosi danie
potyka się wpada na nie
na twarzy ma musztardę
a w szyi aż po gardę
szpadę
dam radę krzyczy jeszcze
na ostrzu płoną leszcze
żona krzyczy on klnie
lecz
to nie koniec historii
o! nie!
wpada teściowa z teściem i wierzcie lub nie wierzcie
(bo teść od lat nie żyje)
krzyczą że hańbę zmyją
i biegną po wiadro i mopa
menadżer jakaś jełopa
dzwonić chce sam nie wie gdzie
i w kółko kręci się
włos na głowie rwie co nie pomaga raczej no nie?
biegną do wyjścia z sali
rejtana w drzwiach mijali
z jeszcze całą szatą
A tu psy
uciekły z jatki
wypięły się na kratki
nadały biegu żwawsze tempo
wprost na front zastępom
zomo
skąd tam się wzięło? nie wiadomo
lecz buraczane twarze nie wyrażały marzeń
oprócz wal pan w osobówkę
zadatek chcieli - stówkę!
przepadła pewnie - szkoda
teraz biegiem do domu po schodach
ogłoszenie wisi?- zepsute???
no zrobi cieciowi porutę! lecz schody całe tylko ktoś tam mieszka
z pracy księgowy- fajny koleżka
prosi by dać na piwo parę zeta
poszukać monety - nie ta!
ta przecież na szczęście lecz cóż?- kolega ma w ręce nóż!
a " szczęście'?
wbiega w próg za nim!
bo szczęścia nic nie zrani
w domu zaparzy kawę
i poda zimną strawę
i na kolana siada
cholera coś będzie
po tym wszystkim nie wypada.......
ileż to już czasu? no z rok? no!
acha!
laptopa jeszcze przez okno
jesienny
przy drodze jesień zbiera drobne
na deszcz i coraz dłuższe noce
struga z lata wariata
z czerwonym nosem klauna
ubiega przed zimą
pod warstwą śniegu
szczerząc wiosną
poczerniała palce
na deszcz i coraz dłuższe noce
struga z lata wariata
z czerwonym nosem klauna
ubiega przed zimą
pod warstwą śniegu
szczerząc wiosną
poczerniała palce
sobota, 24 września 2011
wiesz kochanie?
chciałbym być twoim sługą
tak tak na każde skinienie
z posługą bym spieszył
i cieszył najdrobniejszym gestem
ty rządzisz - ja jestem
trwam i służę
albo astrologiem zostałbym
tak to widzę - z gwiazd wróżę
proszę byś nie wychodziła
bo niebo w "kwadratach"
a gdy w "trygonach"
ścielę dywan w kwiatach
zbudowałbym dla ciebie świątynię
w winie na ołtarzu byłabyś bóstwem
ja wszelkim gusłem zajęty
będę w niej jedynym kapłanem
no co byś powiedziała?
jesteś grafomanem!
tak tak na każde skinienie
z posługą bym spieszył
i cieszył najdrobniejszym gestem
ty rządzisz - ja jestem
trwam i służę
albo astrologiem zostałbym
tak to widzę - z gwiazd wróżę
proszę byś nie wychodziła
bo niebo w "kwadratach"
a gdy w "trygonach"
ścielę dywan w kwiatach
zbudowałbym dla ciebie świątynię
w winie na ołtarzu byłabyś bóstwem
ja wszelkim gusłem zajęty
będę w niej jedynym kapłanem
no co byś powiedziała?
jesteś grafomanem!
erotyk tatrzański czyli z górki, a pazurki?
szybki taterniku aleś ty banalny
miałeś ozłocić i co? czekaj na(c)halny
doszedłeś gdzie chciałeś nim opadła mgła
finał w jednym podejściu!- a korona?!- ha?!
szczytować przed szczytem czy to tak wypada?
mam być zaszczycona? złaź i lepiej ...spadaj!
16 czerwic 2011
doszedłeś gdzie chciałeś nim opadła mgła
finał w jednym podejściu!- a korona?!- ha?!
szczytować przed szczytem czy to tak wypada?
mam być zaszczycona? złaź i lepiej ...spadaj!
16 czerwic 2011
piątek, 23 września 2011
Myśli
gdybym mógł je zebrać w fantazyjny koczek
lub spleść aż do tyłka misternym warkoczem
spiąć chociaż spinką te nieszczęsne loki
gumką zebrać razem sterczące na boki
by nie rozczesywać bez przerwy
utlenić na blond?
może by mi było lepiej
skąd...
pewnie lepiej owłosieniu zafundować
kres
ścinając je tak po prostu
higienicznie
na
dres
lub spleść aż do tyłka misternym warkoczem
spiąć chociaż spinką te nieszczęsne loki
gumką zebrać razem sterczące na boki
by nie rozczesywać bez przerwy
utlenić na blond?
może by mi było lepiej
skąd...
pewnie lepiej owłosieniu zafundować
kres
ścinając je tak po prostu
higienicznie
na
dres
odbicie
zmierzyłam
to po dwadzieścia pięć centymetrów
w każdą stronę
wracam wywrócona na lewą
nie potrafię się odnaleźć
liczę koszty podróży
tropiąc drobiny kurzu
w każdą stronę
wracam wywrócona na lewą
nie potrafię się odnaleźć
liczę koszty podróży
tropiąc drobiny kurzu
21 września 2011
czwartek, 22 września 2011
Oby nie
O! szlachetni Sarmaci!
zasiedzieli na całkiem sporej połaci
Europy- rycerze kapłani i chłopi
starzy i młodzi- biedni i bogaci!
O! mężny Narodzie!
w którym chłopię ledwie wzuje spodzień
a już równe wojewodom ...cóż..
szansę miał nawet kołodziej
Czas do rady szczepu
posiadaczy najtwardszych czerepów
wybrać Niech lud się bogaci
i by co dzień ma furę kotletów
.................<&%$@#.................
O! k...a!!! - Wariaci!!!!!
aleście do tej rady wybrali postaci?!
Teraz to do historii przejdziecie......
z dumnym( durnym?) mianem...... Smarkaci
Kamienne Schodki
Przeklęta komunikacja! Tramwaj zepsuty!
No to na piechotę, na przełaj, na skróty.
Już ciężko dyszę, sapię, zalewam się potem.
A tu uśmieszki gapiów, kwitują głupotę.
Jeszcze tego tu brakuje, aby stary dziad
na ich oczach, z kwiatami na trotuar padł.
Ona tam czeka na mnie przy Kamiennych Schodkach,
zjawiskowa, przepiękna, takiej już nie spotkam.
Tak więc pędzę jak szalony, na szyję, na łeb.
A jeszcze dekadę temu człowiek nie był kiep.
Mógłby tak biec i biec bez końca. A teraz? Ech!
I jeszcze ten tramwaj. Właśnie dzisiaj. Co za pech!
Jeszcze parę metrów, już widzę Stare Miasto.
Ożywiam się nadzieją, dopiero co zgasłą.
Dam radę, to już blisko, to już tuż za rogiem.
Dopadam schodów, podpieram ścianę. Nie mogę!
Dziewczyna jest! Z uśmiechem otwiera ramiona.
Ale ja nie wejdę tam do niej. Prędzej skonam.
Już ciężko dyszę, sapię, zalewam się potem.
A tu uśmieszki gapiów, kwitują głupotę.
Jeszcze tego tu brakuje, aby stary dziad
na ich oczach, z kwiatami na trotuar padł.
Ona tam czeka na mnie przy Kamiennych Schodkach,
zjawiskowa, przepiękna, takiej już nie spotkam.
Tak więc pędzę jak szalony, na szyję, na łeb.
A jeszcze dekadę temu człowiek nie był kiep.
Mógłby tak biec i biec bez końca. A teraz? Ech!
I jeszcze ten tramwaj. Właśnie dzisiaj. Co za pech!
Jeszcze parę metrów, już widzę Stare Miasto.
Ożywiam się nadzieją, dopiero co zgasłą.
Dam radę, to już blisko, to już tuż za rogiem.
Dopadam schodów, podpieram ścianę. Nie mogę!
Dziewczyna jest! Z uśmiechem otwiera ramiona.
Ale ja nie wejdę tam do niej. Prędzej skonam.
27.07.2011
środa, 21 września 2011
Kóra
[pewnej sympatycznej siedemnastce]
Stoi na podwórzu Kóra
niemożliwe jakaś bzdura!
ale stoi tam jak wół
strosząc kreskowane "ó"
bluźniąc światu wielkim "K"
dziwi gorszy wzbudza strach
mogą przecież inne kury
przykład zły wziąć z tej lektury
gdacze Kóra, wreszcie znika
z oczu z serca w próg kurnika
gdzie udaje się na sianko
znosząc prawidłowe jajko
co za Kóra! szlag mnie trafi
robić jaja z ortografii?
wtorek, 20 września 2011
blues wieśniaczy/blues wieśniaczy post scriptum
Miladora
blues wieśniaczy
orałem siałem ziemia jak ugór
skiba za skibą na przekór głazom
teraz mam dosyć i to na długo
idę się włóczyć
więc wybacz babo
żadnych już wideł w ręce nie wezmę
podwórko chwastem niechaj zarośnie
i lepiej nie licz że wrócę prędzej
ani mi w głowie
zwłaszcza na wiosnę
gdzieś tam rozpalę ognisko w lesie
nikt już nie nazwie mnie starym zgredą
i z mchem pod głową pomyślę sennie
o - jakie gwiazdy
wreszcie mam niebo
mówi się – ptaki nigdy nie orzą
nie sieją także a żyją jakoś
teraz to czuję gdy już mam wolność
jakbym już sam był
podobny ptakom
Oczywiście dla Wieśniaczka. ;)
blues wieśniaczy post scriptum
i leżał wieśniak z myślami w chmurach
nad głową sosny plotą z wichurą
a mech oddaje wilgotne mrowie
czy takie życie
pójdzie na zdrowie?
a w domu baba czeka z obiadem
ptak się wyżywił ja nic nie zjadłem!
jagody wyszli malin wciąż brak
na kawał mięcha
mam taki smak
na babę w końcu na ciężki znój
na orkę młóckę wieśniaczy strój
na krowie oczy na siwka prrryyyy
no co tam u nich
ktoś powie mi?
powracam śladem prowadzi łan
przywitam rzewnie cały ten kram
uczeszę żywot mój rosochaty
a jeszcze z Unii
wezmę dopłaty!
blues wieśniaczy
orałem siałem ziemia jak ugór
skiba za skibą na przekór głazom
teraz mam dosyć i to na długo
idę się włóczyć
więc wybacz babo
żadnych już wideł w ręce nie wezmę
podwórko chwastem niechaj zarośnie
i lepiej nie licz że wrócę prędzej
ani mi w głowie
zwłaszcza na wiosnę
gdzieś tam rozpalę ognisko w lesie
nikt już nie nazwie mnie starym zgredą
i z mchem pod głową pomyślę sennie
o - jakie gwiazdy
wreszcie mam niebo
mówi się – ptaki nigdy nie orzą
nie sieją także a żyją jakoś
teraz to czuję gdy już mam wolność
jakbym już sam był
podobny ptakom
Oczywiście dla Wieśniaczka. ;)
blues wieśniaczy post scriptum
i leżał wieśniak z myślami w chmurach
nad głową sosny plotą z wichurą
a mech oddaje wilgotne mrowie
czy takie życie
pójdzie na zdrowie?
a w domu baba czeka z obiadem
ptak się wyżywił ja nic nie zjadłem!
jagody wyszli malin wciąż brak
na kawał mięcha
mam taki smak
na babę w końcu na ciężki znój
na orkę młóckę wieśniaczy strój
na krowie oczy na siwka prrryyyy
no co tam u nich
ktoś powie mi?
powracam śladem prowadzi łan
przywitam rzewnie cały ten kram
uczeszę żywot mój rosochaty
a jeszcze z Unii
wezmę dopłaty!
Grrrr ech!
Trojanie!!!
Trojańczycy!
Trójniacy?
Trójcy???
u bram konia porzucili
szaleni greccy zbójcy
z drewna chyba....zwierz
...wygląda że ....zbity
z resztek obozowych desek
Ooo...tam sterczą nity!
podarek to może lub
morza przestroga
by w Itace nasza
nie stanęła noga
ale któż by tam jechać zechciał
do tej Grecji tera?
pojedziemy jak Afrodytę
zastąpi Wenera!
Póki co weźmy grecki do historii
wkładzik
w końcu do ognia to spory całkiem
składzik
Do środka z koniem!!!
zebrać mi tu chłopa
Niech się święci dzień.....hmmm.....Konia!
cieszy się Europa...
Trojańczycy!
Trójniacy?
Trójcy???
u bram konia porzucili
szaleni greccy zbójcy
z drewna chyba....zwierz
...wygląda że ....zbity
z resztek obozowych desek
Ooo...tam sterczą nity!
podarek to może lub
morza przestroga
by w Itace nasza
nie stanęła noga
ale któż by tam jechać zechciał
do tej Grecji tera?
pojedziemy jak Afrodytę
zastąpi Wenera!
Póki co weźmy grecki do historii
wkładzik
w końcu do ognia to spory całkiem
składzik
Do środka z koniem!!!
zebrać mi tu chłopa
Niech się święci dzień.....hmmm.....Konia!
cieszy się Europa...
poniedziałek, 19 września 2011
kupamięci
pamiętam pierwszy dzień w szkole
maturę wojsko wakacje
smak oranżady pamiętam
przy świecach wszystkie kolacje
wasze imiona nazwiska
przydomki wygłupy chrzciny
smaki lata jesieni
gesty uśmiechy miny
piłkę na szafce w przedszkolu
i wszystkie kwoty mandatów
randkę pierwszą niewinną
fajną dziewczynę z plakatu
kłótnie z najlepszym kumplem
i kto kogo walnął pierwszy
nawet wspominam choć mgliście
mój pierwszy śmieszny wierszyk
a teraz stoję przed furtką
pies leży siada na zmianę
zapomniałem
kodu do wejścia
jak się do domu dostanę?
maturę wojsko wakacje
smak oranżady pamiętam
przy świecach wszystkie kolacje
wasze imiona nazwiska
przydomki wygłupy chrzciny
smaki lata jesieni
gesty uśmiechy miny
piłkę na szafce w przedszkolu
i wszystkie kwoty mandatów
randkę pierwszą niewinną
fajną dziewczynę z plakatu
kłótnie z najlepszym kumplem
i kto kogo walnął pierwszy
nawet wspominam choć mgliście
mój pierwszy śmieszny wierszyk
a teraz stoję przed furtką
pies leży siada na zmianę
zapomniałem
kodu do wejścia
jak się do domu dostanę?
niedziela, 18 września 2011
czym chata
zjadłem własny rozum
nie było tego wiele
i pomyśleć
że miałem go podać
gościom na niedziele
i co teraz?
niepewnie po sobie zerkam
może nóżki
a na ciepło
ozorek i żeberka..
nie było tego wiele
i pomyśleć
że miałem go podać
gościom na niedziele
i co teraz?
niepewnie po sobie zerkam
może nóżki
a na ciepło
ozorek i żeberka..
Romeo pod WAT-em
przygładził włosy na plecach miał gitarę
światem wokoło nie przejęty wcale
głowę zadarł i szeptał do okna
byłem daleko lecz rozmowa zwrotna
dziewczę na pięterku bawiło się włosem
z zazdrości zamruczałem coś sobie pod nosem
zbliżałem się szybko pchając z Różą wózek
to chyba nie był Romeo - ona mówi: Józek,
dlaczego tak mówisz? ja je bardzo lubię!
teraz zobaczyłem że chłopak ma w czubie
to nie gitara na plecach lecz wiatrówka
w ręku nadgryziona bułka i parówka
obok przewrócony betonowy śmietnik
a Józek bełkocze weź je kurwa zetnij...
światem wokoło nie przejęty wcale
głowę zadarł i szeptał do okna
byłem daleko lecz rozmowa zwrotna
dziewczę na pięterku bawiło się włosem
z zazdrości zamruczałem coś sobie pod nosem
zbliżałem się szybko pchając z Różą wózek
to chyba nie był Romeo - ona mówi: Józek,
dlaczego tak mówisz? ja je bardzo lubię!
teraz zobaczyłem że chłopak ma w czubie
to nie gitara na plecach lecz wiatrówka
w ręku nadgryziona bułka i parówka
obok przewrócony betonowy śmietnik
a Józek bełkocze weź je kurwa zetnij...
sobota, 17 września 2011
w kuchni
hoduje bomby
wyciągam z opakowań zbiorczych
przekładam na jeden raz
w sam raz na wieczór
potem kawa i papierosy
celebruje detale
patrząc jak odchodzę
wyciągam z opakowań zbiorczych
przekładam na jeden raz
w sam raz na wieczór
potem kawa i papierosy
celebruje detale
patrząc jak odchodzę
Subskrybuj:
Posty (Atom)