wtorek, 23 grudnia 2014

deszczowe kolędowanie


bóg się rodzi deszcz deszcz pada
zamiast śniegu taka wada
dzieciąteczko śpi
dzieciąteczko śpi
kapie z dachu na podwórze
zwariowali tam na górze
już od paru dni 
już od paru dni
brodzą w wodzie trzej królowie
parasole im tam w głowie
i kalosze dwa
i kalosze dwa
gwiazda zmokła na niebiosach
podtulona goła bosa
bez pardonu gna
bez pardonu gna
przemoczone mikołaje
nie chcą rozstać się z tramwajem
a tu pracy w bród
a tu pracy w bród
deszczu deszczu przestań wreszcie
zaraz się policzy z deszczem
wigilijny cud
wigilijny cud

sobota, 20 grudnia 2014

party tura


zwyczajny
mroźny ranek
na rogu 
wianek
z sierści para
wybranka kopytna
nie stara
muzyka bzyka
nad łajnem
wole tak wolę
czarne
nozdrza rozwarte
wciągają w grę
party? to chyba wieczorem?
uhmmm... wiem
wieczorem rem
taka faza
też masz?
nie chyba nie
padam na twarz
i jak przychodzi poranek
mam ten cholerny
wianek

środa, 17 grudnia 2014

dzynglobal dzynglobal

tegoroczne święta już tam ku nam bieżą
gwiazdy czyszczą ostrza anioły się pierzą
osiołki skubią siano nie patrząc na znaki
babka się rumieni przez szybkę ze smakiem
prezent za prezentem przychodzi do głowy
raz tam zeszłoroczny innym razem nowy
i ten o którym możemy jedynie pomarzyć
przecierając szmatką szkło w londyńskim barze
zbliżają się święta i nastrój tężeje
gęś skwierczy radośnie z bogatym nadzieniem
przychodzą rachunki i stają nad żłobkiem
gotowe nowiną dzielić się dorobkiem
co lekko do świata kieszenie nastraja
a lżej lżąc na dziury w worku mikołaja
ale…
 …już choinka schyla się w ukłonie
złociste  srebrniki zamieniają dłonie
bo już za chwileczkę bo już za minutkę…

za co przyjdzie chętka wypijemy wódkę

wtorek, 16 grudnia 2014

bezczelna

ostrzy apetyt przy kuchennym stole
na nowy wiersz
o czymś więcej niż życiu
mniej więcej

dla pierwszych czytelników
oryginał z autografem autora 

w półświatku liryki
droga po dreszczyk

wiedzie przez skórę

poniedziałek, 15 grudnia 2014

co za? bałwan

nastała mroźna Ja-zima
i sztywny trzyma fason
dudni po uszach głuchym
da-da-da-da
iskierki ostatnie u nadziei
gasząc
i choćby przyszedł jasny słońca krąg
rozpalił uczuć skalę w stopni tysiąc
to nie ogrzeje zaszłych szronem rąk
języków aort
tak żem przysiągł
nastała mroźna Ja-zima
i twardy kurs obiera
lecz ty się śmiejesz
ha ha ha ha
i wymiękam znów

cholera!

poniedziałek, 8 grudnia 2014

wasia

na dalekim wschodzie w zapadłej guberni
mieszkał sobie wasia- kowalstwem dłoń czernił
i kiedyś swój gniew wyraził podniesionym głosem
za co od sąsiada w plecy dostał kosę
by zamilkł za wyszynkiem w dosyć płytkim grobie
i to mógł być koniec…
… lecz teraz- posłowie
na wiosnę psów zgraja wykopała wasię
sprawdzając czy na przednówku na nim wyżyć da się
rozwlekła po wiosce tu rękę tam nogę
zawalając tułowiem główną w siole drogę
co zwróciło uwagę najwyższego biura
i ta wysłała milicję patrząc co też wskóra
przy niewielkim wsparciu lokalnej ludności
zebrano wasieńkę do ostatniej kości
przewieziono do kostnicy gdzie zespół lekarzy
zmniejszyć statyki zgonów z miejsca się poważył
i wasię po zszyciu przywrócił do świata
a choć rehabilitacja potrwa długie lata
wieść o zmartwychwstaniu już szerokim echem
rozniosła się po świecie wraz z pierwszym oddechem
konsylium lekarskie dostało nagrody
milicjanci odjechali nowym samochodem
mieszkańców nagrodzono  wodociągiem  i chwałą
czy jeszcze o kimś wspomnieć zapomniałem?
acha! no przecież!
- psom podziękowano
Przyznając deputat z rzeźni co któreś tam  rano
eleganckie budy i nowe obroże
a i wykryto sąsiada co go dziabnął nożem
przyjechał do niego gubernator generał i…
podziękował

nadając   tytuł” Bohatera”

środa, 3 grudnia 2014

do szybkiego czytania

o! jakże jest beznadziejnie i do dupy
do dupy…
dni gęstnieją i noce
i noce zbite w tłuste krupy
nikt mnie nie kocha miłość jest do bani
że oko wykol jak nim sięgnąć
owce czarne barany
praca nie cieszy  trunek łzy nie otrze
miraż za mirażem gdy już do nich dotrzeć
słowa słowa wianuszki  słów kajdany
artykułowanie trzewi winno być karane
a ja tu sobie pozwalam o zgodę nie pytam
i niemal słyszę jak ten i ów zgrzyta
czytając tekst ten nie zawsze do końca
jest do dupy?
No ten wierszyk?

A może znajdzie się obrońca?

poniedziałek, 1 grudnia 2014

grenki

rzekła mi „sorry kochanieńki”
pobladły opuściłem wzrok
na łuskające z paczki grenki -
dłonie…
ileż to czasu temu? rok?

siedzę jak palec- samiuteńki
z myślą co się nasuwa tu ad hoc
że wreszcie mogę  chrupać  grenki
solo
choć w koło stada wron i srok

a kiedy będę już stareńki?
lęk-  skrytożerca czyha co krok!
jak mam go ugryźć w kwestii - grenki?
nie wiem

bo zęby zjadłem na niej – szok!

środa, 12 listopada 2014

remanentny

w święto narodowe dla dodania powagi
część manifestantów niosło włoskie  flagi
zarzucone na czerepy w trójbarwną przyłbicę

tak strojni junacy  przemierzali ulice
wychwytując z hymnu całkiem trafne wnioski

że to z ziemi włoskiej przecież szli do polskiej

wtorek, 11 listopada 2014

echo grało


na cymbałach nie zagrał
na werbelku nie
nawet na trąbce choć
chwalił się wszem

i wobec
             że umie

nie rozniosły się dzwięki
w niecierpliwym tłumie
teraz zapewnia 
że się wreszcie uda
bo jest mistrzem co sie zowie
od grania na dudach

poniedziałek, 10 listopada 2014

pamiątki z urwanych filmów

zdaje się że tak bez powodu
stał sobie ul pośród ogrodu
w nim rój szczęśliwy chował młode nacje
nie znając  w trudzie znoju co to są wakacje
głodu nie zaznawszy pasał się na łonie
zbierając nektar w spracowane dłonie
i byłby żył tak do końca ukochanej łąki
gdyby nie trzy trutnie - które zbijać bąki
wolały - od pracy dla rzeszy
bo choć praca daje satysfakcję to trutni nie cieszy
spakowały miodek na drogę i bez zbędnej  zwłoki
zabrały z ula spasione odwłoki
do krain odległych gdzieś na krańce świata
gdzie wszystko im wisi i czasem też lata
bawiły się przednio i grzały chityny
lecz czas było wracać więc zrzedły im miny
szczęki opadły  zwiesiły się nosy

bo żegnały ich pszczoły a witały osy

poniedziałek, 3 listopada 2014

z uzbędnieniem lwiej części należności

marzyły lwice
aby w etnicznych granicach
mieszkały tylko lwy żeńskiej płci
w siostrzanej miłości  zgodnie
polowały by
bez seksistowskich podtekstów
brały się za łby
lub dzieliły przepisem na stek z antylopy
bo na grzywę potrzebne komu lwy
chłopy
od marzeń do czynu
poszły sobie samce
każda lwica znudzona leży w swojej jamce
i gdyba
że nie jest to jeszcze pełnia szczęścia
chyba
lecz gdyby przypadło każdej po słoniu
na głowę
mogły by stworzyć społeczeństwo idealne-
-wielokulturowe

zadyszki

statystyki  nie wchodząc  w szczegóły
do rzeczy wielkich używają  minuskuły

zapisując  wojny epidemie i katastrofy
psu na budzie

W myśl idei ponadczasowej że
liczą się ludzie

środa, 29 października 2014

w ramach dialogu

przygasła z ostatnim papierosem rozmowa
jeszcze wino wylewa żale
jak by nie było tyle lat

wstałem
podałem dłoń na zgodę
z grymasu dobywając uśmiech zdawkowy
zresztą z wzajemnością
mojej lustrzanej połowy

sobota, 25 października 2014

tak z grubsza o cioci

chciała ciocia ciasta myśl ta w ciało wrasta
i wrasta
odbiera zmysłom sen nakłada ciocia krem
na twarz
o masz! rurki z kremem już!
na języku tuż tuż przy wylocie
rurka zwilża wargi cioci
przymyka oczęta cioteczka pamięta
rurki bezy ptysie rolady
i weź przyłóż tu wagę do wagi?
nie da rady niech nie spada
w myśleniu o łakociach to wada
i ciocia o tym wie że w niczym nie pomaga

gdy myśli się że je

wtorek, 21 października 2014

kampania jesienna

zamyszkały stadnie
gdzie popadnie znaczy się po kątach
budząc sprzeciw nocnym drapaniem
małe dranie-gryzonie
pielgrzymka myśli po ogonie do dziur i przemysich skrywań
kotem się bywa
eksterminatorem
zwykle nie w porę
czytam instrukcję granulatu
oganiając się przed refleksją
a co bym powiedział gdyby sypnęli go  bratu
w miejscu stałego pobytu?
obławę grubą nicią szytą
kończę w mysim seraju gdzie pośrodku chaty
popyskując  radośniemalują człowieka
na ... popiel-aty?

poniedziałek, 20 października 2014

o włos

martwi się delfin butlonosy
że go nie porastają gęste włosy
które by można zaplatać w wymyślne fryzy
od głowy – niżej …
a właściwie – dalej
tymczasem nie rosły wcale
ani cebulki
gdy się udawał nurkiem
na uroczyste przypływy
tam gdzie  mógłby imponować
najnowszym lakierem czy gęstością grzywy
gdyby ta była jego udziałem
a tak było mu łyso i już… rzekłem…powiedziałem

 
przeglądając się w lustrze z nutką aprobaty
a widzisz? delfin nie ma ani włoska a ty?…
w nosie kilka
uśmiecha to z wyższością  
łagodnie gilga

niedziela, 19 października 2014

oposy i flaszki

w dawnych podwojach przy wodopojach siedziały młode oposy
pyski spuszczały na puste stoły myśli targały im włosy
nic się nie działo w oposów życiu przy wodopoju cisza
nastrój gęstniał i gęstniał na plazmę i tak im nad głową wisiał
aż przyszedł dzień kiedyś zwyczajny czwartek a może to była środa
oposy siedziały jak to oposy lecz ktoś do nich szedł po schodach
zaraz i miarka nudy wezbrana wyciekła zwierzom spod nosów
i gdyby nie cud co się wtedy wydarzył nie byłoby już oposów
drzwi się rozwarły na całą oścież a w nich stanął na wysokości
święty mikołaj lekko wstawiony i się uśmiecha do gości
drogie oposy!- witajcie wszystkie małe duże i średnie
jak wam tu zaraz dam coś w prezencie to jeszcze oko wam zblednie
to mówiąc wyjął zza pleców skrzynkę i dużą paczkę fistaszków
i odtąd opos stał się opojem nie rozstawając się z flaszką
nie wiem czy prawda to czy też bujda co też ci ludzie wymyślą
lecz napisałem liścik na biegun i czekam
może coś przyślą? 

czwartek, 9 października 2014

bajka też

za płynnej lawy rzeką
za oceanem kwasu górą siarki
mieszkały sobie w resztach poindustrialnej architektury
dwa przedkońcoweświata – zegarki
jeden chodził jak burza na energię ze słońca
jakby mu się spieszyło do ostatecznych  końców końca
drugi mechaniczny wyrażał zdumienie
że się nikt nie trudzi z jego nakręceniem
i na znak protestu nie drgnął ni minuty
trwając na dwunastej pordzewiałym drutem
czas zaś w tym czasie nie wiedząc co robić
przestrzeń sobie naginał i naginał
by nikt nie był pewny miejsca
 i tego
która właściwie  godzina 

środa, 8 października 2014

obrazek z dalekiej prowincji



don chu an

z prowincji czen ujrzał piękność na drodze i

zwrócił się do niej

- wiem

spojrzał głęboko w oczy

-czuję

no to chyba spasuję znasz tę historię choć jest z pępka świata

 -ależ wracaj opowiedz jestem ciekawa

don chu an rozgrzany jak lawa

z wierzchu jedynie kamienna maska

-to jak on wtedy mlaskał?

do diaska! daj dokończyć wreszcie!

-ok

więc rzecze rzeczony don- mnie i tą damę

zanieście pod dom!

zaprasza ją do lektyki gestem dłoni

lektyka przewiewna od słońca ochroni

trupioblade lico

kołyszą się chińską ulicą w mieście syczuan

dobrze leżąc w dłoniach pani i don chu an

pani się rumieni za szczelnym wachlarzem

sinieją za wikt i opierunek zmachani tragarze

a don chwyta znienacka za pipę

ujmując piękną nieznajomą łzawym chińskim hitem

na instrumenty szarpane

- to niesłychane!

ależ słychane w prowincji czen!

żegna się słońce nieco krwawo z dniem

kanarki ożywiły się  w złotej klatce

pani ukryta za wachlarzem drży

don chu an pyta ją zalotnie czy

zechce spróbować ciasteczka i wyciąga ze skrzyni

dwa duże z marmoladą i sześć z owocami morza

 w standardzie- mini

nalewa herbaty i czyta ze zwoju wiersz

„ rzeka wzdłuż i wszerz

niebo w dół i w górę

wędrowiec podszyty jedwabnym kapturem

w samym środku lata

dym żegna się z kominem

chmurzy trawa przez chwilę

pan i pani z czen spotkali się

na ziemi niczyjej”

nieznajoma westchnęła- och!

i skorzystała z nocnika

spod kamiennej maski don chu ana

niewiele z tego wynika

delikatnie wstał i przy dźwięku guzheng

tańczy czaplę reagującą na dźwięk

toków

piękność uśmiecha się na boku
gdy wtem

na romantyczna scenę spada zasłona

pan don chu an wysiada sprawdzić co się stało

wraca załamany

- a co się właściwie stało?

właściwie nic - poszła opona

 

 

wtorek, 7 października 2014

co skorupka za młodu wysiedzi tym się na starość martwią sąsiedzi- tytuł od czapy ale mam zakatarzone chrapy i nie przychodzi mi do łba nowy tfu nie do łba tylko do głowy


dwanaście prac

wyborowa i polski kac

mistrale- których nie potrzebuje wcale

krym po same oczy

donieck i ługańsk bo się napatoczył

rodzina i żona - bo nikt nie wie gdzie ona

stolec a na nim korona

prawosławie - którego został duchowym przywódcą

prawie

prawo sprzedawane na lewo

wygrana wojna z armią nad szprewą

grozny- gdzie nikt nie czeka wiosny

osetia i naddniestrze

ach i gaz w każdym domu

a przecież można wymieniać jeszcze

 

 

 

 z okazji wypoczynku na syberii  życzymu panie prezydencie tradycyjnie dłuższych ferii

poniedziałek, 6 października 2014

a grypina


snuje się grypa po ulicach i parkach

pociągająca radosna i calutka w smarkach

zagląda pod chustki  rozgorączkowana

czy mogę panią prosić? czy mogę iść do pana?

Na ciepłą herbatę z cytryną i miodem

Nie zagrzeję miejsca i pod byle powodem

Udam się dalej drogą kropelkową

No jak rym cym cym

daję słowo

po tygodniu co najwyżej

nieprzespanych nocy

w kilkanaście chustek spakuje gonady

i pójdę gdzie mnie oczy

poniosą twoje łzawe

na kowno na kijów na warszawę

racja stanu


mężnie słowo więźnie

gardło poddane flegmie

nie damy się

nie damy

pogrześć z węglem

w imię wyższych świadczeń

uniesiemy w chmury

obraz naszej pięknej umiłowanej

ponury

po lasach czystych wodach jak kryształ

po ostojach  żeremiach

zbudujemy kraj odporny na słońce

w podziemiach

piątek, 3 października 2014

krótki kurs historii (łrl)


caryca poleca surówkę

z wielkiego pieca

płyną meldunki za ukazem

ale już nadbudowa połyka bazę

i krew płynie  strumieniem

podchodzimy ze zrozumieniem

 

dla czerwieni na sztandarze

boski marszałek

z najdłuższym stażem

czeka na ofiarę

wrzuconą  do pieca

i zaraz po naprędce rozstrzelanych

wiecach

stalowa jabłoń zbierze żniwo

 

robotnicy złożą goździki

na ołtarzu  z jeszcze żywą

legendą własnego miasta

cień  klimenta

narasta

przysłoni dymem kwartały

nasz albo niczyj

cały

czwartek, 2 października 2014

jaskółka


jedna jaskółka wiosny nie czyni

nie czyni
zwłaszcza ta
martwa na stercie liści

 

na krótszym dystansie zadyszana
reszta życia chce być pierwsza

do kolejki

i wtedy wraca jaskółka

wyrywa skrzydełka

nigdzie się nie spieszę

środa, 1 października 2014

kobieto światła


Może się okazać żonatym mężczyzną

Lub mieć twarz przeciętą szpetną siwą blizną

Być krótkowidzem terrorystą strasznym liczykrupą

Może się oglądać obleśnie za każdą młodą dupą

 

Może capić mu z paszczy mieć pod pachą plamę

Mieć nerwowe tiki  jedno krótsze ramie

Być gejem seksoholikiem albo jedno z drugim

Może nadużywać alkoholu palić wstrętne szlugi

 

Jeść mięso/ nie jeść mięsa mieć pryszcze na twarzy

nie przynosić kwiatów herbaty nie parzyć

nie znać słów przepraszam dziękuję i proszę

być bezdomnym wieśniakiem lub zarabiać grosze

 

może odkładać  tłuszczyk i rodzicielstwo na bok

płacić alimenty dwóm lub więcej babom

może tonąć w rozpuście względnie tonąć w długach

więc zastanów się dziewczyno

komu właściwie mrugasz?

poniedziałek, 29 września 2014

antoniusz i kleopatra

któż tu choć raz nie miałby w uszach 
historii kleopatry i marka antoniusza? 
no może gdzieś w azji im się nie obiło 
dlatego powtórzę jak to z nimi było 
  
byli sobie brat i siostra wysoko rodzeni 
mieli do podziału trochę  kiepskiej ziemi 
a że niezbyt wiele to wiadomym było 
że dla dwojga i tak by jej raczej nie starczyło 
  
brat miał niezłe plecy i poparcie kleru 
zaraz więc się dorwał do wspólnego steru 
i pewnie siwe włosy tam by go zastały 
gdyby nie szczegół niezupełnie mały 
  
rzym-co nad światem rozpuścił sztandary 
do najdalszych zakątków słał gladius po dary 
a że do granic daleko rzymską ruszył głową 
do perfekcji doprowadzając wojnę domową 
  
I z jej to przyczyny w egipskie piekiełko 
wylądował pompejusz z nieco chorą  ręką 
nie mogło więc być o mężnej obronie mowy 
gdy siepacz ptolemeusza pozbawił go głowy 
  
co temu ostatniemu nie wyjdzie na zdrowie 
gdy juliusz cezar o krzywdzie się dowie 
lecz gdyby tej głowy braciszek nie ruszał 
nie byłoby kleopatry a z nią antoniusza.... 

akt 1 
  


cezar co z  galijskie powrócił przygody 
wygrzewał w egipcie kości zwiane chłodem 
oddając zaś władzę w kleopatry ręce 
otrzymał w zamian cezariona w podzięce 
  
antoniusz zaś stojąc u cezara boku 
doznał na widok królowej wschodu szoku 
lecz póki co  zaszyty w ciemnym rogu sali 
ogryzał  pazury i za dużo palił 
  
przyspieszmy nieco cezar legł na marach 
kleopatra wciąż piękna kusząca nie stara 
antoniusz zmęczony z oktawią u boku 
wpatrzony w piramidy w miłosnym rozkroku 
  
dramat zatem blisko bo los figle płata 
oktawia jak się domyślacie też ma swego brata 
lecz uprzedzać faktów tutaj nie będziemy 
wróćmy do egiptu i co o nim wiemy 
  
rządzi kleopatra jak tam tylko może 
z sercem wypłakanym po imperatorze 
gdy nagle w aleksandri pojawia się on 
widok antoniusza zwilżył lekko tron 
  
i choć jej majestat na wiele nie pozwalał 
weź i się tu nie patrz! horus was pokarał? 
patrzy więc na marka w przykrótkiej sukience 
patrzy na bicepsy i włochate ręce 
  
na nos szlachetny w xxl rozmiarze 
na zbroję pogiętą od zbyt wielu zdarzeń 
i widok ten miły dał takiego kopa 
że już wie to jedno- kocha tego chłopa! 

akt 2 ( licentia poetica) 

jaka ona piękna!- jaki on wspaniały! 
czas się zatrzymał choć ziarnka leciały 
jakiż wyraz twarzy!- jaka kibić gibka! 
i tak do kłębka nawija się nitka 
  
pierwsza  wspólna kąpiel jacuzzi siłownia 
żar pochodni w oczach w przenośni i dosłownie 
pierwszy bieg do sfinksa i powrót na słoniach 
niepewność wilgoci na samotnych  dłoniach 
  
spacery wzdłuż nilu karmienie lamparta 
rzucanie hastą w krokodyle slalom na nartach 
rozmowy przy kominku o dupie izydy 
czerwone wytrawne z odległej kolchidy 
  
wschodnie czary mary zachodnie maniery 
bogactwa ponad miarę mnożone przez cztery 
sprawiło że wieczorem przy pełni księżyca 
antoniusz w przebraniu za borysa szyca 
  
oczekiwał w komnacie pewien że przybędzie 
i trzeba to przyznać wcale nie był w błędzie 
bo ledwie zamilkły w dali buty nocnej straży 
w drzwiach stał już objekt jego śmiałych marzeń 
  
sunąc niemal goły w kierunku łożnicy 
w towarzystkie jednej zaledwie niewolnicy 
opisy tej nocy zaginęły z czasem 
lecz można w to miejse podstawić jakieś nasze 
  
bez ujmy dla treści choć formie być może 
no załóżmy roboczo że u nich było gorzej 
ranek ich przywitał jako jedno życie 
choć wiadomo że nie zawsze tak bywa o świcie 
  
-mój ty antoniuszu!- moja ty kleopciu! 
wpatrzenie w siebie oparci na łokciu 
leżeli tak pół roku a może i więcej 
aż się wyciagnęły ku nim małe ręce 
  
aleksandra heliosa  kleopatry seleny 
tu przerwę opowieść bo brakuje weny 
by opisać pępek świata w jakim razem żyli 
puchowe gniazdko uwite dla chwili 


akt 3 
  
o! miłości stanie wierutny sławy druhu 
pajęczyno lepka nie dająca ruchu 
obłapiająca słodyczą kata i ofiarę 
żądająca tchnień ostatnich zali jesteś darem? 
  
nasi kochankowie ślepną sobą wzajem 
wzgardą obrzucając prawo i zwyczaje 
pierzchły cnoty rzymskie rosną mury fatum 
oktawia - rzymska żona szepce w ucho bratu 
  
gdzież to mój małżonek? opromiony sławą 
w jaką to kampanię wysłałeś go krwawą 
że na krańcach świata w germanii czy persji 
zapomina by bliskim przysłać gaść sestercji 
  
i co tu powiedzieć zatroskanej siostrze 
nim to co wie już ulica do niewiasty dotrze 
by wiele nie mówić bo i w nim tkwi zadra 
postanawia pojechać i nawrócić szwagra 
  
na wiarę przodków i zboże dla miasta 
bo to przestało płynąć więc nie ma czym szastać 
a egipt był dla rzymu jak wielka lodówka 
teraz na niej wisiała wielka głodna kłódka 
  
antoniusz z kleopatrą tak byli zajęci 
że nie przewidując co się właśnie święci 
korzystali z resztek pogodnego lata 
on chadzał na party gdzie ponoć wymiatał 
  
ona zajęta toaletą zmieniała maseczki 
a na biurku w pracy piętrzyły się teczki 
oktawian już idzie już wsiada na konia 
już liczy legiony już miecz trzyma w dłoniach 
  
już wsiada na okręt i płynie w ich stronę 
a ona nie dbając o głowę i na niej koronę 
pachnie i wygląda jak cud cudów świata 
no trzeba im powiedzieć kurcze nie ma bata! 
  
antoniuszuuu kleopatrooo obudźcie się wreszcie! 
no się obudzili! ale czy na szczęście? 
marek już ochłonął i chce witać gościa 
kleopatra też chce płynąć choć łupie ją w kościach 
  
spotykają się pod akcjum i witają ciepło 
pół floty antoniusza już pod wodą legło 
i wtedy łupnęło w stawach kleopatrę 
rzekła: muszę do toalety i opuszcza wartę 
  
antoniusz za nią - troskliwy kochanek 
chciałby trzymać szaty albo chociaż dzbanek 
skoro tu pod akcjum wszystko wyjaśnione 
tak drodzy słuchacze- szanujmy i swą żonę   

akt 4 finał 

zbliżamy się do końca miłosnej tragedii 
być może gdyby dzisiaj swoje życie wiedli 
sprzyjałby im Dionizos chroniła izyda 
a my byśmy dyskretnie śledzili w tabloidach 
  
sekrety alkowy i pracę plastyków 
zastanawiających się nad kleopatrą- co by tu? 
Powiększyć co zmniejszyć czy utrzeć 
Lecz nasi ulubieńcy nie myślą o jutrze 
  
spijając resztki ze stołu fortuny 
patrzą jak tłumy idą na trybuny 
by zobaczyć ich upadek troczonych do siodła 
myśl ta w resztach dumy bardzo bardzo bodła 
  
nie mogąc żyć bez siebie a z sobą bez nadziei 
los swój od antropos w swoje dłonie wzięli 
i szarpiąc nić rękami dobiegają końca 
widoku na ten padół pod ostrzami słońca 
  
i choć już po wszystkim wciąż mają rozterkę 
czy cali odejdą? czy przyjdzie zdać nerkę 
czy pójdą do hadesu czy na pole trzciny 
do ostatniej amfory wychylali winem 
  
przyszłe spotkanie w dalekich wymiarach 
Kleopatra na próbę kładzie się na marach 
spoglądając na życie co jej już ucieka 
miała szczęście wielkie kochając człowieka 

drugiego także już dwa razy mocniej 
a może z trzecim byłoby owocniej? 
nie znała oktawiana lecz może kto wie? 
na samą myśl pobladła że się nie dowie 

zobaczył ją antoniusz i wybiegł na ganek 
och! ja najgorszy na ziemi kochanek! 
kochanka umarła a ja ciągle żyję 
poluźnił krawat uwalniając szyję 

nabrzmiałą od krwi co uderza w czerep 
czemuś ukochana dziś wyszła przed szereg! 
co krzycząc padł na ziemię lecz tak niefartownie 
że wbił sobie miecz w piersi aż po sama głownię 

wstał by się poprawić lecz przebił się znowu 
i tak nasz bohater poszedł w stronę grobu 
kleopatra spała lecz wstała na siku 
biegnąć w pozłacanej parze syryjskich bucików 

zobaczyła marka i stanęła wryta! 
marek?czy tyś to? – dziwi się kobita 
tak ja to!- odpowiada chwilowo ocknięty 
by odejść w zaświaty już wreszcie ze szczętem 

cóżem uczyniła? cóżeś ty uczynił! 
dostałam dwa bilety podmiejskie do małkini 
mogliśmy tam przepaść na wieki- kamień w wodę! 
tylko ty ja dwór i nasze słodkie młode 

do sali wpadł goniec i list z rzymu niesie 
oktawia w nim wszystkich zaprasza na wrzesień 
wybacza kochankom i nic do nich nie ma 
i niechaj pojednanie zakończy ten temat 

kleopatra pada bez życia zanim chwila mija 
zdążywszy przed śmiercią krzyknąć- co za żmija! 
wieki mijają i piewcy z prawdą czasem 
zostawiam tę historię w dobre rece- wasze 
  
       fin