piątek, 30 września 2011

partnerstwo wschodnie

( w hołdzie Bule)


kwiaty delegacji nie więdną
ułatwionym przejazdem

na ulicy bez ucieczki
wyje ostatkiem serce

przyjedzie na pożegnalne:
kurwa mać

poeta pozna poetkę

dla większego zacieśnienia wersów 
rozluźnienia skostniałej formy 
związania jakoś puenty z puentą

jesiek

zażółcił się zaczerwienił 
wygiął plecy w agonii 
i opadł wirując bez sensu 
na wietrze 
mgła miała ukryć 
upadek 
podniosła spódnicę  
delikatnym podmuchem 

kolejny kawałek mnie 
szeleści pod nogami

lekcja historii

dawno dawno temu
żyło braci trzech
zwali się oni
Rus Czech i Pech

neutrino

zabiło żywiej
zanim rozjaśniłaś próg
jak ty to robisz

czwartek, 29 września 2011

gazeta ( proza)

Była punktualnie. Umówiony znak rozpoznawczy - gazetka pod pachą, radoście wyciągnęła nagłówek na powitanie. Właściciel gazetki, przystojny brunet, okazał się nadzwyczaj eleganckim kandydatem. Ujął ją i rękę, którą może o kilka sekund dłużej przytrzymał przy ustach, niż by  to nakazywała przyzwoitość. Solidnie do tej pory zatknięta gazetka, wypadła bezradnie na kolejnym zjeździe jedynie słusznej.

   Kolejną zobaczyła w dniu ślubu. Miał ją przy sobie czekając przed kościołem. Ujrzawszy ją, taką szczęśliwą, wiosenną przez moment zawahał się. Gazetka zadrżała, po czy wylądowała w rękach świadka.
Uśmiechnęła się. Ten widok ją rozczulił. Tak się przecież poznali. On czekający na nią z gazetką.

   Nie mieli nic. Tylko siebie. Marne zarobki państwowych urzędników. Perspektywę mieszkania społdzielczego za 15-lat i....gazetkę. Ta na stałe zagościła w ich domu. Na początku z wypiekami czytali rubrykę z numerami loterii. Potem niefartowna gazetka wędrowała po kawałku z drugim śniadaniem do jego biura.
   Mijały lata. Wynajmowana kawalerka ledwie mieściła teraz już czteroosobową rodzinę. Nie wyjeżdzali na wakacje. Brali do domu każde zlecenie, by związać koniec z końcem. Rezygnowali z ubrań, z kina, teatru i jedynie gazetka na stałe zamieszkała w ich domowym budżecie, stopniowo poszerzając zakres zainteresowań pana domu. Początkowo były to jedynie wiadomości sportowe, później dołączyły informacje z kraju, zagranicy a w końcu nekrologii.
  Poczuła się zagrożona. Podjęła rękawicę zaczynając nierówną walkę....z gazetką. Szły łeb w łeb. Przelatywał gazetkę po łebkach w pietnaście minut, potem ją.
 Stopniowo to gazetka uzyskiwała przewagę. Zapełniała coraz więcej czasu i miejsca.

  Po piętnastu latach na stałe wypchnęła ją do kuchni, pieszcząc dwukrotnym czytaniem coraz słabsze oczy męża. Dawniej właściciel, dziś niewolnik, celbrował każdy nowy egzemlarz, zaczynając od pierwszej strony kończąc na stopce redakcyjnej.
   Stawała czasem w progu kuchni obserwując życie zamknięte w drobnych, mimicznych ruchach twarzy. W balecie palców na stronicach, nerwowych wymachach nogi założonej na nogę.
 Nie zauważał jej. Spoza gazety nie docierały żadne odgłosy mogące świadczyć o zainteresowaniu jej osobą. W czasie posiłków, nawet nie patrzył w stronę talerza. Nie krytykował, nie zachwalał, nie wyrażał emocji. Nawet wtedy gdy podała mu grzybki. Zjadł i przesunął talerz na środek stołu. A ona jak zwykle poszła do kuchni. On przewrócił stronę na rubryki ogłoszeń
   Zaparzyła kawę.Tak jak lubiła. Z mlekiem i z dużą ilością cukru. Wróciła do pokoju. Jeszcze miał drgawki.
  Przykryła go gazetką....

ziemska prezydencja

kopernik patrzy
na dole tłum
pochodni zorza
i głośne bum

to jemu tylko
wypadła sfera
gdzie heliocentryzm
się podział teraz

na dole gwiazdy
znalazły słońce
zimne spojrzenia
głowy gorące
 
a jak na górze
tak i na dole
pakuję plecak
biorę obole

wszechświat się rządzi
prawem koniunktury
wirując przyspiesza
wokół czarnej dziury

inaczej

sto lat ma Adam trochę mniej Ewa
Adam wciąż Ewie piosenki śpiewa

Ewa wygładza mu siwy wąs
razem zbierają drewno na stos

stos ciągle rośnie choć czas pogania
drzewo poznania nie do poznania

i o Poznaniu nie wiedzą wciąż
a stos dlatego że zdechł im wąż


23 kwietnia 2011

środa, 28 września 2011

myśli żebrane

zaniemówił adam
żebro wydarte

rozmowy w szoku

-  pan józef przyjechał ze wsi pod kielcami
    za chwilę  w obecności telewidzów
    i gości w studiu podzieli się z nami 
    kulisami swojego dramatu
    zapraszam teraz na reklamy
    a  po nich wrócimy do tematu
 

 wypadły ci? nie staje? masz za dużo kasy
zamień! kup! wybierz!
oszczędzaj lasy.


-witamy po przerwie:
  prosimy panie józefie:

-droga pani prowadząca
  jakoś się telepię
  mam kochającą żonę udane dzieci 
  duże mieszkanie a w pracy obleci
  awans dostałem - na kierownika
  wypłata bez wszystkich  dodatków
  ma życie   mi styka 
  a jeszcze odkładamy z żoną 
  na wakację w peru
  problemów ze zdrowiem 
  nie mamy zbyt wielu
  ot czasem grypa angina - zwyczajnie
  jesteśmy ludzmi wierzącymi
  z potencją normalnie
  trochę majsterkuję
  małżonka dobrze pichci
  kupuję by nie wyrzucać
  życie to nie wyścig!
  mamy dużo czasu
  dla dzieci i siebie
  no i dzięki bogu
  jakoś się kolebię
  na ryby chodzę na grzyby
  do teatru kina
  nie palę a picie?
  czasami łyk wina
  tak żyję pani redaktor
  ot życie banalne

- pan wybaczy józefie..
  to nie jest normalne...

kołysanka

zbliża się mrok 
już strachy o krok 
a mała dziewczynka wciąż nie śpi 
sowa hu hu 
nietoperz co tchu 
poczytaj dziś tato oj! weź mi! 
o smoku co był 
zjadł siarkę i żył 
bo mama coś źle ją czytała 
że niby on pękł? 
no bzdur jakiś pęk! 
ty czytaj bym spać się nie bała 
ja zmyślam więc znów 
wciąż dbając by snów 
nic nie zmąciło pociechy 
smok cały i zdrów 
je siano miast krów 
na buzi rumiane uśmiechy 
gwiazd pełen już skłon 
księżyca lśni toń 
wymsknęły się dłonie z książeczki 

to teraz bez bata 
czas zasnąć jak tata 
a mama pogasi już świeczki


21 sierpnia 2011

wtorek, 27 września 2011

powrocik

powracam ranem                                                                                                                                         uliczki nieznane 
                fortepian chopina
                       i ta mina
                          w lustrze
                     oj żona
               moja
    kochana taka
nosa mi  chyba utrze
            tu jakieś kraty
                   chyba nie moje
                         choć może i moje właśnie
                               a w domu żona
                                       moja kochana
                                            no chlaśnie mnie
                                                            czy śpi?
                                                  i nie chlaśnie
                                                hejże
                                         drogo
                                 do domu
                         daleka taka
                  krajobraz
           pojawia się
    niknie
  a
     w domu
          żona kochana
                 cz! ka
                       i chyba
                              mimo pory
                                    wczesnej przecież
                                                         ryknie

święte krowy

W górach halny wymiata

na bałtyku sztorm
przynosi nowe

gdzieś pośrodku
próbuję coś uchwycić
zatrzymać

a święte krowy
wysoko

adhd

myśli pierzchają we wszystkich kierunkach
czasem udaje się jakąś złapać za ogon

z wyrwanych piór ugniatam słowa
wciskając je w wyprasowane ubranka

bezpieczny produkt podaję
z byle jak zarzuconym uśmiechem

a przecież

potrafię  jak natchniony milczeć
zostawiając ciszy wiersze.

poniedziałek, 26 września 2011

dykta

 z dedyktacją dla Tadka
 
Do szopy trzeba desek
i wrętów, kątowników
framugi, ościeżnicy 
i dykty i wsporników

To wszystko trzeba kupić,
rozłożyć na etapy
Acha! bo bym zapomnał
potrzeba jeszcze papy!

Zebrałem materiały.
Chcę złożyć w jeden dzień
Łopata, taczka, grabie
zyskają wreszcie cień

A z mą determinacją
z pewnością by się dało,
lecz stwierdzam  z przerażeniem
że dykty jest za mało!

Trzydziestu płyt brakuje
cholera!  i co tera?
do Obi?Castoramy?
Leroy-a? Praktikera?

Już chwytam za telefon
i dzwonię po marketach.
Lecz nigdzie nie ma dykty !
zastąpić czymś?- a gdzie tam!

Do auta i do składów
na Marki, Ząbki, Pyry.
Dopiero gdzieś, na Włochach
(bo w Pyrach się skończyły)

Dopadam  do sprzedawcy
(rodowitego Włocha)
Sprzedaj mi troché dykty!
(chcę prosić prawie szlocham)

Trzydzieści dykt poproszę!
nadzieja jednak gaśnie
bo Włoch gestykulując:
Mam! Bene dykt szesnaście!

I jaki z tego morał?
lub choćby jakaś puenta?
No,taka że się dykta
czasami  patałęta

poproszono mnie

o referencje
a straszną mam demencję
lecz żem " życzliwy"
z reguły
więc szybko jakieś bzdury
na poczekaniu 
że obywatel godzien i w staraniu
nie masz lepszego
a jaki kompetentny -
można liczyć na niego
jak coś powie - to mądrze!
nie pije nie pali - a skądże?!

no może trochę smutny
ale cóż... ten los okrutny
już taki
żona mu się dała we znaki
bo........ zaciągnęła dług
karciany
syn wraca nad ranem
pijany
a jego samego- nie rzadko
widywano z sąsiadką

teraz po zastanowieniu
myślę że siedział
w więzieniu
bo tak mu z oczu patrzy
źle
że czasem to aż... aż boję się
ma cztery tatuaże
jak kiedyś był na plaży
to widział je dozorca
chyba żebrze wciąż na dworcach
na piwo albo wino
i psy z okolic giną
też ponoć jego sprawka
a zdemolowana ławka
to jego jest zasługa
no żywcem go od pługa
oderwano
już w szkole go się bano

zus-u nie płaci wcale
a kiedyś w karnawale
smucił się specjalnie
przyczynił też się
walnie
do tornad i powodzi
jak również i do tego
że wyjeżdzają młodzi
do pracy za granicę

acha!... miękką ma prawicę
gdy tak ją czasem poda

ale to dobry człowiek
i szkoda go
no szkoda

tea for two

i kto by pomyślał żem się odważył
zaprosiłem ją na herbatkę
niech się parzy

niedziela, 25 września 2011

schab

leży w zlewie schab
rozmarzł  i kapie
kapu kap
żona rzuca mięsem
płonę każdym kęsem
i wstydem że siedzę
na tyłku i nie kroję na kotlety
a ja wciąż zapominam niestety
że pięć godzin temu?
Jak to pięć ? naprawdę? o rany!
zostałem porwany...i
wpadłem w dziurę czasu!
zupełnie bez hałasu...
porwali mnie kosmici...
i...z pięciu godzin nici!
zniknęły bez pamięci
ratujcie wszyscy święci!
i ty mi wybacz żono
bo wiesz już 
mnie u p r o w a d z o no -
wbrew woli - już pędzę
schabik kroić
...daj jeszcze minut pięć
ja to zrobie a ty siedź

a ten cholerny schab
rozmarzł i kapie
kapu kap

złota myśl biblioteczna

Drogi czytelniku!

Nasza biblioteka
to twój punkt
odniesienia


(na prośbę Tusi)

sen

poruszam ręką a potem nogą
palcem u stopy uchem i brwią
otwieram oko a potem drugie
ostrożnie sprawdzam czy wszyscy są

potem do kuchni nastawić kawę
pot z czoła zetrzeć przywitać psa
to tylko sen był a już się bałem
czego właściwie?....no tego.....tiaaaaaa

z gwałtownymi zwrotami akcji

 poznał ją na gadu gadu plotąc bez ładu i składu
zamówił kolację i skrzypka
                                           w menu płonąca rybka na szpadzie
w restauracji przy wodospadzie
                        czekał z bukietem róż a w drzwiach staje żona
cóż....
           gdzie anioł stróż!!!
wolna i atrakcyjna?
                             porzucona i niewinna?
                                                                to ona???
wpadają jednak w ramiona aby nie robić scen
od świeczki płonie tren
                                      od trenu jego frak
on krzyczy AWRUK!!!
wspak
           wtem kelner wnosi danie
potyka się wpada na nie
                                        na twarzy ma musztardę
                                                         a w szyi aż po gardę
szpadę
    dam radę krzyczy jeszcze
                                              na ostrzu płoną leszcze
żona krzyczy on klnie
lecz
to nie koniec historii
o! nie!
wpada teściowa z teściem i wierzcie lub nie wierzcie
(bo teść od lat nie żyje)


krzyczą że hańbę zmyją
                                       i biegną po wiadro i mopa
                       menadżer jakaś jełopa
dzwonić chce sam nie wie gdzie
i w kółko kręci się
          włos na głowie rwie     co nie pomaga raczej  no nie?
biegną do wyjścia z sali
    rejtana w drzwiach mijali
                       z jeszcze całą szatą
A tu psy
uciekły z jatki
wypięły się na kratki
nadały biegu żwawsze tempo
wprost na front zastępom
zomo
skąd tam się wzięło? nie wiadomo
      lecz buraczane twarze nie wyrażały marzeń
oprócz wal pan w osobówkę   
zadatek chcieli - stówkę!
                                            przepadła pewnie - szkoda
teraz biegiem do domu po schodach
        ogłoszenie wisi?- zepsute???
no zrobi cieciowi porutę! lecz schody całe tylko ktoś tam mieszka
 z pracy księgowy- fajny koleżka
                                   prosi by dać na piwo parę zeta
                                               poszukać monety - nie ta!
ta przecież na szczęście lecz cóż?- kolega ma w ręce nóż!
a " szczęście'?
                        wbiega w próg za nim!
                                     bo szczęścia nic nie zrani
                                                 w domu zaparzy kawę
                                                             i poda zimną strawę
i na kolana siada
        cholera coś będzie
                  po tym wszystkim nie wypada.......
                         ileż to już czasu? no z rok? no!
acha!
laptopa jeszcze przez okno

jesienny

przy drodze jesień zbiera drobne
na deszcz i coraz dłuższe noce

struga z lata wariata
z czerwonym nosem klauna

ubiega przed zimą
pod warstwą śniegu

szczerząc wiosną
poczerniała palce

sobota, 24 września 2011

wiesz kochanie?

chciałbym być twoim sługą
tak tak na każde skinienie
z posługą bym spieszył
i cieszył najdrobniejszym gestem
ty rządzisz - ja jestem
trwam i służę

albo astrologiem zostałbym
tak to widzę - z gwiazd wróżę
proszę byś nie wychodziła
bo niebo w "kwadratach"
a gdy w "trygonach"
ścielę dywan w kwiatach


zbudowałbym dla ciebie świątynię
w winie na ołtarzu byłabyś bóstwem
ja wszelkim  gusłem zajęty
będę w niej jedynym kapłanem
no co byś powiedziała?

jesteś grafomanem!

erotyk tatrzański czyli z górki, a pazurki?

szybki taterniku aleś ty banalny 
miałeś ozłocić i co? czekaj na(c)halny
doszedłeś gdzie chciałeś nim opadła mgła
finał w jednym podejściu!- a korona?!- ha?!
szczytować przed szczytem czy to tak wypada?
mam być zaszczycona? złaź i lepiej ...spadaj!


16 czerwic 2011

piątek, 23 września 2011

Myśli

gdybym mógł je zebrać w fantazyjny koczek
lub spleść aż do tyłka misternym warkoczem
spiąć chociaż spinką te nieszczęsne loki
gumką zebrać razem sterczące na boki

by nie rozczesywać bez przerwy

utlenić na blond?
może by mi było lepiej

skąd...

pewnie lepiej owłosieniu zafundować
kres
ścinając je tak po prostu
higienicznie
na
dres

akwizytorka

robiła wrażenie 
na szczęście mogłem je
odnieść




21 września 2011

odbicie

zmierzyłam 
to po dwadzieścia pięć centymetrów
w każdą stronę

wracam wywrócona na lewą

nie potrafię się odnaleźć
liczę koszty podróży
tropiąc drobiny kurzu




21 września 2011

czwartek, 22 września 2011

Oby nie

O! szlachetni Sarmaci!
zasiedzieli na całkiem sporej połaci
Europy- rycerze kapłani i chłopi
starzy i młodzi- biedni i bogaci!

O! mężny Narodzie!
w którym chłopię ledwie wzuje spodzień
a już równe wojewodom ...cóż..
szansę miał nawet kołodziej

Czas do rady szczepu
posiadaczy najtwardszych  czerepów
wybrać Niech lud się bogaci
i by co dzień ma furę kotletów


.................<&%$@#.................


O! k...a!!! - Wariaci!!!!!
aleście do tej rady wybrali postaci?!
Teraz to do historii przejdziecie......
z  dumnym( durnym?) mianem...... Smarkaci

Kamienne Schodki

Przeklęta komunikacja! Tramwaj zepsuty! 
No to na piechotę, na przełaj, na skróty.
Już ciężko dyszę, sapię, zalewam się potem.
A tu uśmieszki gapiów, kwitują głupotę.
Jeszcze tego tu brakuje, aby stary dziad
na ich oczach, z kwiatami na trotuar padł.


Ona tam czeka na mnie przy Kamiennych Schodkach,
zjawiskowa, przepiękna, takiej już nie spotkam.
Tak więc pędzę jak szalony, na szyję, na łeb.
A jeszcze dekadę temu człowiek nie był kiep.
Mógłby tak biec i biec bez końca. A teraz? Ech!
I jeszcze ten tramwaj. Właśnie dzisiaj. Co za pech!


Jeszcze parę metrów, już widzę Stare Miasto.
Ożywiam się nadzieją, dopiero co zgasłą.
Dam radę, to już blisko, to już tuż za rogiem.
Dopadam schodów, podpieram ścianę. Nie mogę!
Dziewczyna jest! Z uśmiechem otwiera ramiona.
Ale ja nie wejdę tam do niej. Prędzej skonam.

27.07.2011

środa, 21 września 2011

Kóra


[pewnej sympatycznej siedemnastce]

Stoi na podwórzu Kóra
niemożliwe jakaś bzdura!
ale stoi tam jak wół
strosząc  kreskowane "ó"
bluźniąc światu wielkim "K"
dziwi gorszy wzbudza strach
mogą przecież inne kury
przykład zły wziąć z tej lektury
gdacze Kóra, wreszcie znika
z oczu z serca w próg kurnika
gdzie udaje się na sianko
znosząc prawidłowe jajko

co za Kóra! szlag mnie trafi
robić jaja z ortografii?

wtorek, 20 września 2011

blues wieśniaczy/blues wieśniaczy post scriptum

Miladora

blues wieśniaczy

orałem siałem ziemia jak ugór
skiba za skibą na przekór głazom
teraz mam dosyć i to na długo
idę się włóczyć
więc wybacz babo
 
żadnych już wideł w ręce nie wezmę
podwórko chwastem niechaj zarośnie
i lepiej nie licz że wrócę prędzej
ani mi w głowie
zwłaszcza na wiosnę

gdzieś tam rozpalę ognisko w lesie
nikt już nie nazwie mnie starym zgredą
i z mchem pod głową pomyślę sennie
o - jakie gwiazdy
wreszcie mam niebo

mówi się – ptaki nigdy nie orzą
nie sieją także a żyją jakoś
teraz to czuję gdy już mam wolność
jakbym już sam był
podobny ptakom

Oczywiście dla Wieśniaczka. ;)


blues wieśniaczy post scriptum

i leżał wieśniak z myślami w chmurach
nad głową sosny plotą z wichurą
a mech oddaje wilgotne mrowie
czy takie życie
pójdzie na zdrowie?

a w domu baba czeka z obiadem
ptak się wyżywił ja nic nie zjadłem!
jagody wyszli malin wciąż brak
na kawał mięcha
mam taki smak

na babę w końcu na ciężki znój
na orkę młóckę wieśniaczy strój
na krowie oczy na siwka prrryyyy
no co tam u nich
ktoś powie mi?

powracam śladem prowadzi łan
przywitam rzewnie cały ten kram
uczeszę żywot mój rosochaty
a jeszcze z Unii
wezmę dopłaty!

Grrrr ech!

Trojanie!!!
Trojańczycy!
Trójniacy?
Trójcy???
u bram konia porzucili
szaleni greccy zbójcy
z drewna chyba....zwierz
...wygląda że ....zbity
z resztek obozowych desek
Ooo...tam sterczą nity!

podarek to może lub
morza przestroga
by w Itace nasza
nie stanęła noga
ale któż by tam jechać zechciał
do tej Grecji tera?
pojedziemy jak Afrodytę
zastąpi Wenera!

Póki co weźmy grecki do historii
wkładzik
w końcu do ognia to spory całkiem
składzik
Do środka z koniem!!!
zebrać mi tu chłopa
Niech się święci dzień.....hmmm.....Konia!

cieszy się Europa...

poniedziałek, 19 września 2011

kupamięci

pamiętam pierwszy dzień w szkole
maturę wojsko wakacje
smak oranżady pamiętam
przy świecach wszystkie kolacje
wasze imiona nazwiska
przydomki wygłupy chrzciny
smaki lata jesieni
gesty uśmiechy miny
piłkę na szafce w przedszkolu
i wszystkie kwoty mandatów
randkę pierwszą niewinną
fajną dziewczynę z plakatu
kłótnie z najlepszym kumplem
i kto kogo walnął pierwszy
nawet wspominam choć mgliście
mój pierwszy śmieszny wierszyk

a teraz stoję przed furtką
pies leży siada na zmianę
zapomniałem
kodu do wejścia
jak się do domu dostanę?

niedziela, 18 września 2011

czym chata

zjadłem własny rozum
nie było tego wiele
i pomyśleć
że miałem go podać
gościom na niedziele

i co teraz?
niepewnie po sobie zerkam

może nóżki
a na ciepło
ozorek i żeberka..

Romeo pod WAT-em

przygładził włosy na plecach miał gitarę
światem wokoło nie przejęty wcale
głowę zadarł i szeptał do okna
byłem daleko lecz rozmowa zwrotna
dziewczę na pięterku bawiło się włosem

z zazdrości zamruczałem coś sobie pod nosem

zbliżałem się szybko pchając z Różą wózek
to chyba nie był Romeo - ona mówi: Józek,
dlaczego tak mówisz? ja je bardzo lubię!
teraz zobaczyłem że chłopak ma w czubie
to nie gitara na plecach lecz wiatrówka
w ręku nadgryziona bułka i parówka
obok przewrócony betonowy śmietnik
a Józek bełkocze weź je kurwa zetnij...

sobota, 17 września 2011

w kuchni

hoduje bomby
wyciągam z opakowań zbiorczych
przekładam na jeden raz
w sam raz na wieczór
potem kawa i papierosy
celebruje detale
patrząc jak odchodzę