rycerz herbu niecnota
w ziemi świętej dotarł
do brzegu morza martwego
tam czychali na niego
piraci
choć się niecnota ogacił
odnaleźli wszystko
czym się ten ochwacił
na świętej wyprawie
obdarty z szat myślał już był
że po sprawie
gdy tymczasem zbóje nabrali ochoty
na coś znacznie więcej od rycerza niecnoty
rzucił się zatem krzyżem
na podłoże
modlił jak tylko zdołał
licząc że pomoże
opieka niebios i poza niewygodna
banda wyposzczona
przez to bardzo głodna
dała jednak radę naszemu niecnocie
zresztą jaka tam banda?
raptem dwudziestu chłopa!
wieczorem było już dobrze
po robocie
wrócił zuch do domu
do żony i dziatek
z herbem należnym
bez zbroi i gatek
tęsknie kolejnej wyprawy czekając
w intencji
od żony postów przestrzegając
Jej! Ale się porobiło z rycerzem! ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, może to ze mną coś nie tak...strasznie świński wiersz;))))
OdpowiedzUsuńTo tak trochę jak z tatą, który nie wracał ;)
OdpowiedzUsuńAsju:)))- Takie zakucie łba musiało nieść skutki uboczne;)))
OdpowiedzUsuńTusiu/:))))I mnie się wydaje że trochę świński:)))))
Jewciu:)))Czasem ojcostwo jest kwestią przypadku;))))