środa, 18 kwietnia 2018

Sifu


Przewodniczący Zhang Lijen odłożył pióro i podniósł wzrok na asystenta.
Skulona w niskim pokłonie postać cierpliwie czekała na znak Zhanga.
- czy grupa interwencyjna już wróciła?
Asystent Shang Tsy dygnął pochylając się jeszcze o kilka centymetrów.
- tak towarzyszu sekretarzu. Kapitan Czong czeka w korytarzu.
- prosić! I dajcie znać w Komitecie że zebranie grupy roboczej o 16.00 w pokoju operacyjnym.
Asystent wyprostował się,  odwrócił na pięcie i bezszelestnie wyszedł. Zhang opuścił wzrok i chwilę studiował schnący tusz na karcie .Od śmierci żony, sztuka kaligrafii wypełniała większość wolnego czasu Lijena. Dziś jednak twarzy  nie rozjaśniał grymas zadowolenia. Zimne ledowe światło podkreślało oznaki zmęczenia, nadając fizjonomii wyraz pośmiertnej maski. Podszedł do biurka i ciężko opadł na fotel.
W drzwiach stał kapitan Li Czong. Wierny gwardzista i szef ochrony bunkra Ministerstwa Spraw Wewnętrznych.
- towarzyszu przewodniczący,  rozkaz wykonany. Ekipa naukowców w tej chwili zabezpiecza obiekt.
- dziękuję towarzyszu Li. Partia dziękuje wam za poświęcenie. Czy były straty?
- niestety. Trzech gwardzistów i lekarz... zostali tam na zawsze.
- a co z wami? Zhang wskazał na głębokie krwawe bruzdy na policzkach kapitana.
- wszystko w porządku towarzyszu przewodniczący. To nic takiego. Nasz lekarz.. musieliśmy go... rozumiecie.
- rozumiem. Możecie odejść. Aha! jeszcze jadno! Sprawa jest ...wagi państwowej. Sami wiecie... tajemnica obowiązuje.
Kapitan Li Czong wyprostował się jak struna, zasalutował i energicznym krokiem wymaszerował.
Zhang otworzył szuladę biurka  i chwilę patrzył na fotografię młodej uśmiechniętej kobiety na tle pomnika w kształcie schodów. Mężczyzna przetarł kciukiem fotografię a po policzku spłynęła mu łza.
- Majlin...córeczko.. przepraszam.
...
W pokoju operacyjnym panowała absolutna cisza. Siedem przygnębionych postaci siedziało bez ruchu unikając spojrzeń. Część beznamiętnie patrzyła na ekrany sytuacyjne rozwieszone na ścianach. Inni tępo wbili wzrok w wybrany  fragment stołu prezydialnego. Nikt nie spojrzał na przewodniczącego Zhanga gdy ten, majestatycznym krokiem podszedł do jedynego wolnego miejsca za stołem.
Zhang usiadł energicznie kładąc tablet przed sobą,  po czym zlustrował zebranych. Na ich twarzach malował się wyraz całkowitej rezygnacji. Po krótkiej chwili, ledwie słyszalnym głosem przywitał zebranych:
- witajcie towarzysze. Sytuacja z jaką mamy do czynienia... jest wyjątkowa. Partia oczekuje od nas wytężonej pracy i trwania na posterunku do końca. Jeszcze nigdy part... Chiny, nie stały na krawędzi tak ostatecznej, jak dziś. Wyższość naszej kultury dawała nam siły i pozwoliła przetrwać wiele zagrożeń zewnętrznych. Przodkowie zostawili nam oręż... który do tej pory wytrącał najeźdzcy miecz z ręki. Tym orężem była ciągłość państwa, oparta na konfucjańskiej służebności jednostki wobec ogółu. Dziś... nasz dom, został zaatakowany od środka. Zaraza, nad którą pracują pozostali przy życiu, najwybitniejsi ludzie nauki rozprzestrzeniła się po Xinjiang, Hailongjiang, Hainan. Zagrożenie już dawno przekroczyło  granice i teraz czyni spustoszenie w Wietnamie, Korei, Japonii i wciąż kroczy naprzód. Pierwsze symptomy już widać na Hawajach i Azji Centralnej. ONZ żąda od nas wyjaśnień. To -  na nas towarzysze,  tu zebranych, spoczywa obowiązek zachowania twarzy. Musimy znaleźć przyczynę epidemii i ją powstrzymać za wszelką cenę. Tego wymaga od nas partia. Tego wymagają Chiny.
- towarzyszu Wei,  proszę zreferować, co wiadomo o chorobie?
Wei Ming, naukowiec z Instytutu Chorób Zakaźnych był uznanym specjalistą z pokaźnym naukowym dorobkiem. Ten siedemdziesięciopięcioletni minister zdrowia i wiceprzewodniczący partii w stołecznym Pekinie o wiecznie radosnym usposobieniu dziś wyglàdał jak cień człowieka.
- z całą pewnością, wiadomo..że choroba się przenosi choć nie mamy wiedzy, dlaczego i jak. Wydaje się że na skutek uszkodzenia mözgu dochodzi do autoagresji i to ona powoduje zgony. Proszę spojrzeć na ekran czwarty. Wei uruchomił pilotem zapis. Na ekranie, młody człowiek wykonywał nieskoordynowane ruchy wszystkimi kończynami. Na twarzy malował się wyraz obłędu. Rozbiegany gałki przekrwionych oczu drgał nienaturalnie, orbitując po krawędziach obrysu. Mężczyzna śmiał się, płakał, wył. Wbijał paznokcie w tors i dużą siłą rwał własne ciało na strzępy.
Wei ściszył pilotem głos na ekranie i kontytuował:
Wiadomo że wszystkie ofiary w pierwszej fazie epidemi zaraziły się od jednego czynnika. Internet. Czas inicjacji to 13 maja 2019r. Około południa wszystkie serwery w Kraju Środka obciążone zostały przesyłem danych do 6 milionów komputerów osobistych i smartphonów. Te, przez media społecznościowe w ciągu doby zainfekowały całą sieć. Przez pierwsze dwa dni, służby sanitarne nie odnotowała żadnych niepokojàcych sygnałów. Pierwsza znana ofiara to 15- letnia Huang Pingh. Została przywieziona do szpitala w Syczuanie w stanie katatonii. Dobę później brakował już miejsc w państwowych placówkach opieki. Sekretarze partii na prowincji alarmowali o zupełnym zaprzestaniu prac polowych przy zbiorze prosa i ryżu. W szczycie sezonu!. Zgłaszali tajemnicze korowody na wpół szalonych wieśniaków w kierunku rzek i jezior które gremialnie wchodziły do wody i już z niej nie wychodziły. Sekretarze miejscy raportowali podobne sytuacje w zakładach produkcyjnych w ośrodkach miejskich. Dyrektorzy szkół, szpitali, teatrów, hoteli,  zanim ostatecznie umilkli, słali prośby i apele o pomoc. Nic nie mogliśmy zrobić. Nikt nie mógł. Służby specjalne, wywiad,  służba bezpieczeństwa, milicja, wojsko - nikt nie przewidział ani ataku ani nie wytypował agresora i  nawet przyczyn ataku szaleństwa.  Nic.
- dziękuję towarzyszu Wei. Siadajcie. Czy towarzysz Lei Lin przedstawi nam obecną sytuację?
Lei Lin, najmłodszy członek egzekutywy wschodząca gwiazda partii. Ukończył renomowane uczelnie zagraniczne w Moskwie i Sorbonie. W partii, odpowiadał za kontakt z mediami, od dwóch lat będąc rzecznikiem Komitetu Centralnego.
- obecnie, towarzysze, prowadzimy obserwację przy użyciu satelit. Moniturujemy cały kraj. Prowadzimy również nasłuch radiowy. Z całą pewnością, możemy stwiedzić że jedynie trzy większe miasta mają jeszcze szczątkową administrację i starają się realizować powierzone przez partię  działania. Niestety najprężniejszy ośrodek w Hananie, wczoraj rano zamilkł. W eterze panuje cisza. Wiemy że na całym terytorium Chin błąka się w tej chwili po ulicach, miliony obywateli w stanie całkowitej apatii. Miasta się wyludniły. Obrazy termiczne wskazują na zanik oznak życia na przeważających obszarach kraju. Załoga stacji kosmicznej donosi iż na zdjęciach zbiorników wodnych, rzek, jezior, cieków wodnych i mórz widać wielką unoszącą się na powierzchni kolorową plamę. To... nasi obywatele...Chińczycy... Kraje ościenne, wycofały kordony sanitarne i powoli pogrążają się w chaosie. Według synoptyków w ciągu tygodnia najdalej dwóch...
- wiemy wiemy towarzyszu Lin, dziękujemy, informujcie nas na bieżąco o jakichkolwiek sygnałach z zewnątrz. Istnieje przecież nadzieja. Musi istnieć!
Kolejny członek zespołu referował opinię międzynarodowej prasy dotyczącej sytuacji w Azji ale Zhang  wyłączył się powracając myślami do Majlin.
...
- tato,  chcę studiować w Polsce. Już zdecydowałam. -
Młoda kobieta przyjęła stanowczą postawę zaciskając piąstki na torebce. Zhang nie potrafił jej niczego odmówić. Zawsze ulegał córce a ona, mając tego świadomość, spełniała swoje najskrytsze marzenia. Po matce odziedziczyła delikatną budowę ciała i promienny uśmiech. Odziedziczyła równiż wspaniały umysł i zamiłowanie do podróży. Gdyby tylko Zhang mógł przewidzieć że nie tylko.
...
- gdzie ona jest?  Majlin przemknęła obok ojca ledwie go dostrzegając.  Wpadła do domu rozglądając się nerwowo po kątach. - dzwoniłeś przecież że przyszło? -  daj proszę bo spieszę się do Instytutu. Za godzinę mam samolot.
Zhang uśmiechnął się zakłopotany. Od powrotu z Polski córka zmieniła się nie do poznania. Z radosnej, wiecznie uśmiechniętej, psotnej dziewczynki nie pozostało nic. Po mieszkaniu Zhanga,  buszowała zmęczona poddenerwowana kobieta,  z włosami w nieładzie i obgryzionymi skórkami przy paznokciach. Poszarzała twarz zdradzała kłopoty z bezsennością.
- Majlin,  proszę! - musimy porozmawiać. Dzwoniłem do kliniki, do doktora Kim Song Pina. Powiedział, że nie pojawiasz się na terapii.
- tato,  błagam!- nie dziś, już jestem spóźniona,  gdzie to jest?
Zhang podszedł do komody i wyjął z szuflady grubą kopertę. - przyszło w czwartek ale byłem w delegacji.
- w porządku tatusiu. Dziękuję. - daj buziaka, - lecę, - no to pa!
Zhang stał przez chwilę patrząc na zatrzaśnięte drzwi. Po chwili wrócił do gabinetu, do ulubionej kaligrafii.
...
- dziękujemy towarzyszu. Siadajcie. czy ktoś chce złożyć oświadczenie?
Z korytarza dobiegł przerażliwy krzyk. Po chwili przeszedł w przeciągły jęk. rozległy się odgłosy wielu par butów a po chwili krótka seria z karabinku szturmowego. Przerażliwe dzwięki umilkły. Na zebranych nie wywarło to wrażenia. Przewodniczacy nabrał więcej powietrza w płuca. Wstrzymał oddech i pokiwał głową.
- no dobrze, odezwał się ze świstem szybko ulatującego powietrza z płuc.
- na dziś kończymy. Kolejne zebranie zespołu - jutro, w godzinach porannych. Szczegółową godzinę podam w póżniejszym terminie.
Zhang wstał cięzko z fotela i wyszedł, co również na zebranych nie zrobiło wrażenia. Pogrążeni w maraźmie wciaż zajmowali swoje miejsca przy stole.
W korytarzu ekipa sprzątająca szorowała podłogę z plam krwi i zbierała rozsypane brzoskwinie. w końcu korytarza leżało przykryte kocem ciało.  Spod  przykrycia wystawała lewa ręka denata, na której Zhang dostrzegł zegarek. Znał ten przedmiot bardzo dobrze. Miesiąc temu podarował go kapitanowi  Li Czongowi w uznaniu zasług za wierną służbę.
...
Labolatorium zajmowało cały najniższy poziom bunkra. Panował tu nieopisany bałagan. Powierzchnię blatów roboczych przykrywała sterta papierów,  włączonych laptopów i  jednorazowych opakowań po produktach spożywczych z logiem MSW.
Pośród bałaganu uwijała się grupa naukowców. Pochyleni nad ekranami tabletów starannie omijali walające się wszędzie przeszkody. W rogu sali stało jedno biurko za którym urzędował starszy siwy mężczyzna. Profesor Zin Enlaia. Laureat wielu prestiżowych nagród krajowych i zagranicznych. Największy umysł współczesnych Chin. Na twarzy profesora wiecznie malował się zagadkowy uśmiech.
Gdy drzwi laboratorium rozsunęły się bezszeleśnie i do pomieszczenia wszedł zwierzchnik, profesor zagadkowy uśmiech zamienił na moment na serdeczny i podbiegł aby przywitać gościa.
- witamy towarzysza! - cieszymy się z wizyty - może kawy?  zaraz poproszę moją asystentkę...
- dziękuję towarzyszu Zin, - nie trzeba. - przyszedłem..
- tak , wiem towarzyszu przewodniczący. Znam większość odpowiedzi na wasze pytania...tak sądzę. Przejdźmy proszę do mnie.
W małym pomieszczeniu przylegającym do laboratorium paliła się nocna lampka. W pokoiku o wymiarach garderoby, mieściła się jedynie mała prycza i zdezelowane krzesło. Zin Enlaia przysiadł na pryczy wskazując przewodniczącemu ręką miejsce na krześle.
- opowiem wam pewną historię. Zamilkł na chwilę czekając aż Zhang Lijen zajmie  miejsce i skoncentuje na nim uwagę.
- dziesiątego września tysiąc dziewięćset sześćdziesiątego roku radiooperator Chińskiej Narodowej Agencji Kosmicznej w ośrodku Taiyan przechwycił i zarejstrował krótki przekaz radiowy. Jak ustalili biegli sygnał pochodził spoza układu słonecznego. Oczywiście nikt poza Komitetem Centalnym i ścisłym kierownictwem agencji o tym nie wiedział. Przez dziesięciolecia naukowcy starali się odszyfrować sygnał. Bezskutecznie. Komputery agencji po analizie sygnału pozostawiły surowy wynik badań. To szeregi liczb, rozdzielone krótką powtarzająca się sekwencją czasu.
- O sygnale nie informowaliśmy innych, światowych agencji zajmujących się penatracją i nasłuchem kosmosu. Gwiezna wiadomośc na długie lata zniknęla w archiwach. Do niedawna byliśmy przekonani że byliśmy jedynym odbiorcą sygnału. Byliśmy w błędzie. Zin Enlaia zrobił dłuższą pauzę czekając na reakcję jaką wywołała jego mowa. Zhang spokojnie słuchający profesora podniósł zniecierpliwiony wzrok na profesora.
- kontytuujcie towarzyszu. To bardzo ciekawe, mówcie wreszcie!
- jak już wspomniałem nie byliśmy jedyni. Sygnał został odebrany w Europie.
Nasz wywiad nie mógł mieć o tym pojęcia bowiem przekazem nie dysponowały  żadne ośrodki władzy. Odebrała je że tak powiem... osoba prywatna.
Zin Enlaia sięgnął ręką pod poduszkę i wyciągnął spod niej zwitki papieru.Chwilę taksował wzrokiem znalezisko, po czym podał dwie kartki papieru przewodniczącemu.
- proszę towarzyszu, na pierwszej kartce ma towarzysz nasz wynik surowy na drugiej ten sam zapis odebrany w Europie. Na tym drugim ciągi liczb zastąpiono literami alfabetu łacińskiego. Czy słyszał pan o Numerologii?..Nie? Otóz istnieje pseudonauka w europejskiej ezoteryce zakładająca przewidywanie przyszłości z cyfr i liczb. Nie wchodząc głebiej w szczegóły powiem tylko że litery alfabetu podporządkowane są cyfrom. Trudność polega na tym, że liter jest więcej, dlatego w alfabecie łacińskim, bo o nim tu mowa, po kilka liter posiada tę sama wartosc cyfrową. I np. cyfrze 2 podporządkowane są litery B,K, T. To co pan widzi na drugiej kartce to numerologiczny zapis europejskiego kryptologa. Dokonął niemożliwego. Rozszyfrował przekaz.
- hmmm i o czym informują nas gwiezdni towarzysze? zapytał z powątpiewaniem Zhang
- to nie jest wiadomość. To bomba!
- ???
- sygnał z kosmosu był planem broni powodujacym eliminację istot myślących.
W Europie, konkretnie w Polsce ktoś w roku 2013 na podstawie informacji zawartych w przekazie zbudował bombę zawierającą  obcą technologię. Broń czysta, ekonomiczna i doskonała a co najgorsze ostateczna...przynajmniej dla ludzi.
- dlaczego zatem nie wybuchła wcześniej?
- otóż to!  . Tu dochodzimy do finału tej historii. Broń została skonstruowana. Obca cywilizacja jednak chciała mieć widocznie pewność że nie będzie przypadkowych ofiar i zakodowała w przekazie jeden zawór bezpieczeństwa. Bomba w wersji oryginalnej mogła być niewypałem przez tysiąclecia o ile ktoś nie wyciągnie z niej zawleczki
- co było więc przyczyną wybuchu? Jak rozumiem odczuwamy właśnie skutki tej eksplozji.
- Czynnikiem inicjującym zagładę było...tłumaczenie na język chiński. Doskonałe tłumaczenie dodam.
Zhang zbladł. Od razu przed oczami pojawił się obraz ostatniego spotkania z Majlin. Cała historia zaczęła układać się w jeden spójny przerażający obraz.
-  13 maja przez sięć internetową został rokolportowany w całym kraju groźny wirus powodujący obłęd. Czynnikiem zabójczym jest treść przekazu. Mechanizmem zegarowym, funkcja czasu pomiędzy ciągiem liczb. W europejskim zapisie graficznym przedstawione jako przypadkowo rozrzucone w tekście - wielokropki. Rozszyfrowaliśmy ten mechanizm i możemy z całą pewnością podać datę zakończenia działania hekatomby - to dziesiąty kwiecień dwatysiące dwudziestego roku. Po tej dacie na planecie, jedyne homo.. ekhmmm...sapiens, o ile pozostaną jakieś przy życiu,  w ewolucyjnym rozwoju, cofną się do poziomu małp.
Nastąpiła niezręczna cisza. Zhang chciał uciec z tego ciasnego pomieszczenia na powierzchnię. Nerwowo otarł pot z czoła i zapytał:
- czy....ma pan to tutaj?
- tak towarzyszu przewodniczący. Jest bezpieczny. Nie ma zagrożenia samoistym skażeniem. 
- Zin podał przewodniczącemu pakunek. To on był zadaniem kapitana Li Czonga.  Była to zarazem ta sama koperta którą tak niedawno wręczał Majlin. Z tą różnicą że teraz była otwarta.
Zhang zajrzał do środka. Opakowanie zawierało niepozorną książeczkę i pendrive.
- dziękuję towarzyszu Zin. Pozwolicie że już pójdę. Mam jeszcze wiele pracy.
Nie czekając na reakcję Lijen energicznie wstał i szybkim krokiem wyszedł.
Już za drzwiami, wyjął z kieszeni spodni roztrzęsioną ręką chusteczkę i otarł pot z czoła. Po chwili przytulił pakunek do serca i skierował kroki do gabinetu. Przed wejściem czekał  na niego asystent, usłużnie otwierając drzwi. Zhang mijając go rzucił przez ramię:
- to co zawsze! i niech nikt mi dzisiaj nie przeszkadza. Mam dużo pracy.
...
W kantynie panował niemiłosierny zaduch. Wentylacja pracując na najwyższych obrotach nie radziła sobie z kłębami dymu papierosowego. Na podłodze walały się butelki po winie Xiangsue jiu. Shang uwielbiał ich słodki, mocny smak. Przy stolikach siedziało rozbawione towarzystwo. Technicy, żołnierze gwardii, sekretarki i asystentki w niekompletnych strojach šmiali się, płakali, grali w madżonga. Z głośnika odtwarzacza leciała zachodnia muzyka. Jakaś para przytulona do siebie przemieszczała się w tańcu między stolikami.
Shang minął obojętnie ten cały rozgardiasz i podszedł do lodówki. Wyjął  opakowanie lodów i postawił na barku. Wziął dwie miski i sprawiedliwie rozdzielił na dwie równe porcje. Jedną schował z powrotem do lodówki, szepcząc jej czule na pożegnanie - zaraz po ciebie wrócę.Postawił drugą na tacy i  skierował się do wyjścia.
...
- waniliowe?
- tak towarzyszu przewodniczący. Shang Tsy, przez chwilę wahał się czy nie zameldować o skandalicznym zachowaniu niższych kadr. Zamiast tego,  sam złamał procedury i dodał protekcyjnie, - takie jak lubicie.
Zhang Lijen, zignorował to naruszenie zasad. Był pochłonięty wpatrywaniem się w kopertę leżącą na blacie  przed nim.
- postawcie to gdzieś Shang i możecie odejść. Nie będziecie mi dzisiaj potrzebni.
Asystent zamkną drzwi i pobiegł w kierunku kantyny.
Zhang rzucił okiem na ulubiony przysmak. Chwilę się wahał po czym wyjął zawartość koperty. Książka nie sprawiała dobrego wrażenia. Wydana na słabej jakości papierze z miękką okładką przedstawiała się niepozornie. Na dodatek napisana została w nieznanym Zhangowi języku. Po polsku. Lijen przesunął ją w róg stołu i sięgnął po pendrive. Włączył komputer i zamocował napęd w gnieździe usb. Otworzył plik i przeczytał nagłówek dokumentu:
                                                                        師傅
                                                     tłumaczenie:  Zhang Majlin
                                           według oryginału: Mistrz
                                           autorstwa: Katarzyny Michalak
...
                                                                      EPILOG
Za biurkiem w gabinecie owalnym prezydent czytał. Mimo sprawnej klimatyzacji poluzował krawat i rozpiął górny guzik koszuli. Lektura pochłonęła go całkowicie i wściekle wrzasnął na wbiegającego do gabinetu  czterogwiazdkowego generała
- no czyś pan oszalał! przecież mówiłem tej cholernej sekretarce że nie ma mnie dla nikogo!
-  panie prezydencie!... sprawa wagi państwowej. Proszę mi pozwolić zreferować.
- co tam znowu!  prezydent nie krył niezadowolenia,  tym bardziej źe nerwowym ruchem ręki zagniótł róg strony w książce.
- panie prezydencie. Właśnie otrzymaliśmy informację z NASA o wielkim przemieszczającym się obiekcie w okolicach Jowisza. Wszystko wskazuje na to że to statek pozaziemskiej cywilizacji. Naukowcy obliczyli trajektorię i prędkość obiektu i mają pewność że w przyszłym roku w połowie kwietnia znajdzie się w pobliżu Ziemi...
Prezydent przeszył generała świdrującym spojrzeniem
- czy wy, tam w Pentagonie, upadliście na głowę! My tutaj mamy gigantyczny kryzys światowy a wy zawracacie mi głowę jakimiś duperelami?! Mieliście generale sporządzić raport o tym co się stało w Azji!  To jest w tej chwili sprawa priorytetowa. Czy ja wszystko muszę robić sam! Urabiam ręce po łokcie, nie śpię od tygodnia i może jeszcze teraz mam sam sobie napisać ten raport?  Odmaszerować!
Drzwi zatrzasnęły się z hukiem a pęd powietrza poruszył amerykański sztandar za plecami prezydenta.
- no!  rzucił triumfalnie w pustą przestrzeń gospodarz i prostując dłonią zagięty róg strony, powrócił do czytania.
Zegar odmierzał nieubłaganie minuty. Za oknami gabinetu zapadał zmierzch.
Zza biurka  co i rusz dochodził  rubaszny śmiech
- Co?...  ha! ha! ha!... na koniu? ...ha!  - Meeelaniaaa!!!.

2 komentarze:

  1. Super :))))
    Czytałam, czytałam i byłam strasznie ciekawa co dalej i tego co na końcu i jak to wykombinujesz, ze będzie to na bank o nas :)))) a raczej o nich :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłem pod tak silnym wrażeniem prozy pani Katarzyny że musiałem dać mu upust. :)))

    OdpowiedzUsuń