wtorek, 27 maja 2014

tuiterazm


"woziłam  tatę w wózeczku  kiedy był mały jak jabłko"


bogaty w matki śnię teraz spokojniej
czerpiąc ze zdań coraz to złożonych
z myśli lotnych zebranych na chwilę
 
pod naporem stóp drobnych
rozwieram ramiona szeroko
aż do matczynych dłoni tamtych kiedyś
 
moja matka bosa wraca z naręczami soczystych traw
do parzenia  herbatki
rozpala ogniska pod wiszącą powieką

wtorek, 13 maja 2014

aporty

słońce przechodzi za chmurą
tuż obłok z deszczem
czaję się chwilą w doroślach
pięć minut jeszcze
lecz już 
rezonuję  pomrukiem w zatokach
na szczenięce nuty
pstrykam z pamięci w  kapsle
z bratem gram w pikuty
zmoknięte na płocie sójki
posępnie patrzą
na błądzący w kącikach uśmiech
zupełnie na czczo
słońce już goni za cieniem
zaciska  palce
na chwili wytchnienia od czasu
od zmarszczek

jak rzucone patyki wracają co do nogi
iluzje bo końcu
mogłem młodnieć  na deszczu
przynależę słońcu









poniedziałek, 12 maja 2014

straszny

tak wszystko strasznie ostatnio w zdaniu
czy o miłości
czy  o gotowaniu
o pracy wakacjach ślubach pogrzebach
o barwie wody odcieniu nieba
strasznie się cieszę
i strasznie fajnie
bez strasznie w przekazie
nazbyt banalnie
czy o odległość chodzi czy jakość
wszędzie bez strachu  nijak nam 
psiakość!
i tak o starym młodym czy średnim
o singlu żonatym  bogatym biednym
mężczyźnie kobiecie o czymś pomiędzy
zawsze ze "strasznie" - do q...nędzy!
nikt się w meandry nurzać nie kwapi
ograniczając do strasznie...jakiś
dlatego i ja
wystraszon troszkę
pieszcząc spółgłoski za samogłoską
co strasznie lubię dodam nieśmiało
i co się szybko strasznie pisało
na strasznie płaski ekran tableta
zostawiam wiersz ten 
wasz strasznie oddany
poeta






sobota, 10 maja 2014

jest dobrze

adam jest gospodarzem
nie brak nam niczego
możemy się taplać
chrząkać i kwiczeć na niego
zastawia pełne koryta
nie brak jadła i snu
dobry gospodarz adam
daje się najeść za dwóch
prowadzi  jasną doliną
leczy w chorobach urazach
nic tylko życiem się cieszyć
na cóż nam apostazja



czwartek, 1 maja 2014

maj day

tamtej nocy odebrałem staranne bicie serca
zamglone miasto przechodziło obok nieważne 
odlegle od zapachu bzu i ciebie
z najdalszych zakątków zebrałem się przy ustach

w takich momentach ląduje się na księżycu
mówi nieporadne słowa przechodzące do historii
i zatyka chorągiewkę odwlekając pierwszy krok
a stronę starego świata

gdzie klaksony wygrywały już  zabawne walczyki
a ty
w powłóczystej iluminacji śródmieścia
prosiłaś abym nie stał na deszczu

choć dałbym słowo że nie padało