środa, 30 kwietnia 2014

końskie życie

mieszkał był we wsi pewien koń
że piękny wciąż prowadzili doń
piękne klacze
nie patrząc że parska wierzga i płacze
skubiąc  z rozpaczy czarna grzywę
ichachacząc że to niesprawiedliwe
niekońskie 
złe
okrutne
do bani
że go to obraża boli i w efekcie rani
bo choć przejawiał pewną inwencję
nikt go nie pytał
o preferencję
dlatego tak burzył się codzień
od rana
wieczorem odpuszczał
dawał se siana

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

liryka wnętrz( może cykl?)

pierwsze co się do życia w nas rzuca
to płuca
falując pod wierzchnią odzieżą
odmierzą  

wdech - wydech
czas
w granicach klatki

i tak przyspieszą  w obrębie agatki
gdy ta przeciera oczy
z zachwytem:  "jakiż on uroczy!"
i zwolnią pod dłońmi łukasza
na modłę niedzielnych rozważań

oddając się cyrkulacji
w pracy i na czas  wakacji
miech w górę miech w dół
lewym i prawym na pół
trwają 
u tchawic bramy
tak w przeciągu
i my trwamy
nieświadomi aż do utraty

gdy unoszą pięcioma płaty
do pieśni i piersi 
i gdy opadną na luz
rozpięte jak anioł stróż
czuwają w nocy we dnie
rumieniąc oblicza i blednąc
to rosnąc to kurcząc na dwa
dziękuję   obojgu wam 
za to co było za tu i teraz
oskrzelikom dzięki
opłucnej oskrzelom
pęcherzykom  ukrwieniu - całości
dziękuję wam z nieśmiałością
prosząc o jeszcze i jeszcze
i obiecuję
(w miarę możliwośći)
świeże mazurskie powietrze



piątek, 25 kwietnia 2014

stroiciel



pewien szacowny grażdanin
zawodu  - stroiciel  pianin
dostał od  władzy prikaz
- a weź się  grażdanin wykaż!
pod pismem cztery pieczątki
trzy podpisy od rączki
i krążek po szklance  czaju
rękawem w róg  zabajon

grażdanin nie chciał musiał
wykazał;
jajo strusia
ogórków sześć kiszonych
samowar z samogonem
dwururkę od sąsiada
brata z alaski nadał

wykazał się  krzepą  i bajerem
pracą zespołową we czterech
orderem przodownika
i zapalniczą bic- ka
braki wykazał w kwartirze
złą jakość dwóch strun  w lirze
dziury ma głównym trakcie
miłość do wodza( po fakcie)

na koniec że fachu warty
wykazał się strojąc
żarty

czwartek, 24 kwietnia 2014

w oderwaniu od

miał puchatek prośbę do krzysia
odkąd za pomoca balonika
na gałęzi  zawisiał
i śniły mu się serniki z nudów
i miód na końcu nosa
miał fantazję by tonąć 
tonąć we włosach
w kolorze dowolnym może być i blond
dlaczego puchatki nie mają zarostu?
toż to milne przeoczenie!  ewidentny błąd!
powinny mieć włosy i piękne fryzury
gdyby miał ochotę
zaczesać się dajmy na to  który
tak wisząc nad ziemią trzy stopy od gruntu
martwił się puchatek aż ... aż  do szpuntu
czy szkockie pszczoły znane skądinąd
po wyjściu z unii aby nie zaginą?
dlatego 
ale i miliona innych powodów
atakujących z góry boku przodu
gdy sobie nad ziemią  w międzyczasie  wisiał
miał prośbę z tych ważnych bardzo do krzysia
by ten gdy już odrobi lekcje albo w wolnej chwili
sprawdził czy się puchatek aby nie pomylił
czy tam pod schodami w norze królika
nie porzucono aby miodu pół słoika
co choć obarczony do połowy wadą
pomógłby misiowi zejść z gałęzi na dół






niedziela, 20 kwietnia 2014

z nadzieją ku niebu

na dzień spadającego nieba
przygotowałem gwagret
dlatego śpię spokojnie
gdyby nagle
ni stąd ni zowąd
spadło ku ziemi z hukiem
jestem tylko prostym
człowiekiem - naukę
-  czerpiącym z ulotek
więc może spadnie z łoskotem
rumorem lub całkiem w ciszy
w czasie pielgrzymki do lourdes
spaceru z psem wieszaniu karniszy
to bez znaczenia
mogę wtedy myć głowę 
zakładać rękawiczki 
ręce trzymać w kieszeniach
      gdy będzie opadać 
               pod  pewnym kątem
                      lub 
                      prostopadle
tego nie wiem 
lecz nie dbam o to 
mam gwagret

sobota, 19 kwietnia 2014

nie tylko trzepaki w głowach

wierzył w to dima i wierzył wowa
że to co widzą to brusi połowa
że tam za górą za rzeką lasem
jest jakaś bruś co tęskni czasem
i jęczy po jarzmem męki niebrusie
od brusi będąc na jakby minusie
martwił się dima i płakał wowa
że jest wątek brusi a gdzie osnowa?
i wyciągając wnioski a z barków szyję
liczyli brusian co za brusią żyją
ileż brusianek rodzi tam brusiątka
i dalej trzymając się tego porządku
wychodził z siebie  dima i wowa
że tylu w oddali jeszcze pogłowian
z którymi nie można się bawić w berka
bo z każdej strony ciśnie  barierka
tak że i obrócić nie można się  w koło
gdyż bliskie zagranice przyciaśnie stoją
siadywał nad rzeką wowa i dima
za słowo jeden drugiego trzymał
że gdy podrosną i duzi będą
zbiorą wszechbrusian do kupy zewsząd
a tym co by im stali  na drodze
ślady na nogawkach zostawią lub nodze
(gdyby rzecz miała miejsce pośrodku lata)
patrzył tak wowa na dimę brata
i dima patrzył na druha wowę
tak jednomyślnie i jednym słowem
które to każdy z nich w sobie dusił
świat się zwyczajnie należy brusi!
w marzeniach dzieci nie ma nic złego
kiedyś podrosną
pójdą po niego


czwartek, 17 kwietnia 2014

ekspaństwo U

w miejsce moich skarpet
wiszą jakieś szmatki
tam gdzie były okna
obmyśliła kraty
zajęła od kuchni
ostatnie pokoje
niby wiem że dla niego
chociaż krzyczy: moje!
trzeba był słuchać
ostatniego gwizdka
dziś brak na szyldzie
zła! zła !niedobra!
s e p a r a t y s t k a!

środa, 16 kwietnia 2014

na zbawiciela

z czeluści świat wychynął zrazu całkiem siwy
a już myśl stwórcza tęczę sprowadziła na padół godziwy
wszystkie te kwiatki zachody słońca  foldery biur podróży
od tejże pierwszej tęczy pochodzą gdy się świat wynurzył

stąd kolorków  dostała fauna  oraz flora
eden skąpał się barwą sodoma gomora
ford pozbył się czerni panna młoda bieli
jarmarki pokraśniały i lachy na dueli

i byłby mienił się świat widmem radowując  po kres dni
na całej długości szczęścia  z planów łąk i kin
rozszepiając swobodnie w radosnej dyspersji
gdyby nie
zwolennicy siwego dymu 
a booo...byli pierwsi

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

m jak

miłość na pół etatu
z ominięciem śliskich tamatów
z prawem do urlopu
w dogodnym wymiarze
premią motywacyjną
w doborze marzeń
miłość na pół etatu
z zyskiem  wielkości wsadu
lekka i przyjemna
choć  bez perspektyw
ruchomy czas  wzruszeń
zgrany kolektyw
miłość na pół etatu
umowa bez żadnych  kantów
zegar odmierza
spocone dniówki
i tylko czemu
wciaż śni śmieciówki

czwartek, 10 kwietnia 2014

wszyscy zajęci

na rogach pytanych ulic
domy zamykają okna

za gardą reklam jest teraz więcej czasu
a mniej pelargonii

w atmosferze poszanowania
prywatności 
wylała skrzynka sąsiada
ostatecznym wezwaniem
do zapłaty





środa, 9 kwietnia 2014

po odciskach ich poznacie

cieszył się niezdrowo
gdy mu się zdarzało czasem
pojęczeć żałośnie pod obcym obcasem
pokazywał potem z dumą
 w każdej wolnej chwili
sznyty od bata blizny po szpili
pręgi od japonek ślady po kozakach
a przecież powinien jęczęć po naszemu
pokładając los w chodakach


niedziela, 6 kwietnia 2014

Narodziny końca świata



Widok wijącej się Zofii, oplatającej niemal fizycznie wokół typa spod ciemnej gwiazdy, wyrwał mnie z codziennej rutyny zakupów. Wracałem od myśli oddalonych, kręcąc głową z niedowierzania jakby świat do którego powracam był wciąż snem. 
Wszystko co było mi wiadome o Zofii, zasłyszałem w osiedlowych sklepach, kolejkach do kiosku, na przystanku autobusowym łączącym osiedle "Zacisze" ze światem. Z opowieści wyłaniał się obraz steranej matki trojga dzieci, bez środków do życia. Opieka społeczna nękana telefonami od sąsiadów, wizytowała poddasze,  zamienione na mieszkanie  na skraju osiedla. Tam mieszkała. Poddasze zaadoptowane dla celów mieszkaniowych, było rozwiązaniem tymczasowym. Wcześniejszy lokal zadłużony przez Zofię, został jej odebrany, wstydliwie kilka lat temu. Naprędce dostosowane lokum zastępcze, na piętnastu metrach, staraniem prezesa spółdzielni, mieściło wszelkie wygody potrzebne do życia. W minimalistycznym wymiarze. Zlew, ubikacja za przepierzeniem, kuchenka elektryczna i trzy łóżka. 
Widywało się Zofię wszędzie. Pomagała robić zakupy starszym ludziom. Zamiatała podwórze, trzepała nieskończoną ilość dywanów. Zimą od rana krzątała się odśnieżając chodniki. 
Zofia nie miała wieku. Znaczy miała, nieokreślony. Dziewczęcą sylwetkę, wieńczyła zmęczona, stara twarz. Malował się na niej wyraz zobojętnienia. Twarz zastygła jak maska  i nie wyrażała żadnych emocji.. Jedynie słowa określały jak bardzo się cieszy, albo jaka to niedola jest jej udziałem. Zofia nie posiadała również zdrobnień typu Zosia, Zosieńka. Była zofią dla wszystkich którzy ją znali.  Nie była pijaczką. Z domu nie dobiegały odgłosy awantur. Trójka dzieci, każde ponoć z innego ojca, trzymała się razem. Nie nawiązywały kontaktów z rówieśnikami. Chodziły za ręce i szeptały sobie do ucha, jakby wszystko co miały do powiedzenia było tajemnicą tylko dla ich uszu. 
Była Zofia, stałym elementem krajobrazu. Ludzie się zmieniali, dorastali, wyjeżdzali,  przyjeżdzali a ona trwała w obrębie kilku domów,  na skraju miasta.       
        I oto, stała przed ladą sklepu mięsnego. Za nią tkwił chwiejący się na nogach typ. Zarośnięta kilkudniowym ciągiem twarz mężczyzny, porastała siwą szczeciną nieudolnie zakrywając ospowate doły. Na całą garderobę składały się bezkształtne spodnie zmarszczone paskiem do rozmiarów obwodu pasa, i koszulka na ramiączka, niegdyś pewnie biała, teraz zbliżająca się barwą do obfitego  owłosienia, wystającego z dekoltu i ramion.
- Marian lubi na boczku, zalotnie zaćwierkała Zofia, puszczając oko do sprzedawczyni- pani da kilogram podwędzanego.
Noga Zofii wplątała się między dwie nogawki Mariana we wznoszącym tańcu, ocierając wężowym ruchem. Dłoń teatralnym gestem,  odrzuciła za ucho figlarny kosmyk z twarzy.
- I pasztetowej, ten flaczek spod spodu! Ile by nie zaważył.
Ciało  Zofii wirowalo, tajemną siłą nie mogąc zachować stanu spoczynku. Jak u latynoskiej tancerki,  ruchy bioder pocierały przednią część nieruchomego typa od wysokości kolan ku górze. Maska twarzy Zofii nagle pękła i pojaśniała setką uśmiechniętych zmarszczek.
- Pół kilo parówek i salcesonu włoskiego ten kawałek to będzie wszystko, Marian płaci.
Rozanielona wypowiedzeniem słowa "Marian", odwróciła się na pięcie, uniosła na palcach i złożyła wilgotny pocałunek na kłującej brodzie.
Zwykły szmer towarzyszący zwykle punktowi sprzedaży detalicznej zamienił się w obsolutną ciszę. Spojrzałem na twarze i otwarte usta współkolejkowiczów. Wszystkie wyrażały bezgraniczne zdumienie. Jakby świat, który znali, nagle się skończył. I nic już miało nie być takie jak dawniej.
Profesorowa Rylska, dama, zawsze o nienagannych manierach,  upuściła parasolkę. Nikt nie drgnął.
Język Zofii zaczął  penetrować ucho Mariana.

sobota, 5 kwietnia 2014

o stawianiu kropek

złowieszczo trzeszczą na okiennicy
pod sukulentami w igłach od ulicy
wysuszki z nadziei na powrót raju

z odpadów powstałe  nowe mary rają
a dokąd? dokąd!
stworza skrzydlate
ulęknijcie żywota
pod  konduktem  szmaty

wytrzeszcza marność  oczy złożone
nie masz ucieczki na tamtą stronę
i cknień pokurczonych  na ostatniej stacji
nikt nie przewietrzy w hołdzie
klimatyzacji


piątek, 4 kwietnia 2014

wierszyk symbiotyczny

mucha siadywała ma parapecie anusi
patrzyła co anusia lubi
co anusię kusi
do czego wzdycha skwarnym popołudniem
i jak się bez wierzchniej odzieży prezentuje cudnie
cieszyła się jej szczęściem
umartwiała łzami
trzymała pazurki zaciśnięte z przylgami
gdy nasze dziewczę w pustawej chałupie
wymieniała tchem jednym
co też ma tam w d...