niedziela, 30 września 2012

słowo

nie wiadomo 
jakie było na początku
jeśli wiecie dajcie znać
lecz istnieją spore szanse
że ostatnie będzie

mać!

pochodny

śpi słodko ojczyzna
śni na lewym boku
a obudźże się wreszcie
w sam raz z końcem roku

obudź i rozejrzyj 
po jesiennej biedzie
zarycz pokaż siłę
jak te no....
niedzwiedzie

sobota, 29 września 2012

zabulony jesiennie

 ( wiersz sprowokowany przez anonimową bułę:)))


idzie jesień zakwitły zbereźnie
ogniska na polu przybrały garść popiołu
szlak splamiony żółcią już w drogę nie weźmie
opadłym brzuchem z ugiętego stołu

idą chłody przechytrzonym lisem
kurtką z karakuł butami od czapy
krochmaloną bielizną od porannych zwieszeń
zwlekanych ospale przez nogi jak z waty

i ja idę zamyśleniem  spowity
szurając myślą w wielobarwny deseń
Hożą  szeleszczącą w awangardy sznycie
oddolnie chcąc nie chcąc głosuję na jesień

piątek, 28 września 2012

hej! now

...W nowej ramówce I Programu Polskiego Radia zamiast tradycyjnych czterech wykonań hejnału z krakowskiej wieży mariackiej będzie tylko jedno - informuje "Gazeta Polska codziennie". 
                           --------- 
Senne upalne dni lata. Nuda wakacji u dziadków wygrywa swój codzienny hymn. Kwintesencja inercjii osiąga apogeum w oparach papierosowego dymu przy całkowitym braku innych oznak życia. Sygnał z Wieży Mariackiej wskazuje dokładnie godzinę bujania w obłokach. Kilkuletni chłopiec szybuje  w czasie i przestrzeni. Obserwuje równie monotonne przedpołudnie w grodzie Kraka. Stoi obok strażnika którego uwagę przyciąga ciemna plamka na horyzoncie. Teraz patrzą razem. Złożone dłonie tworzą daszek przed ostro operującym słońcem. Ciemna plama rośnie, wypełnia okoliczne pagórki, rozlewa się po załamaniu terenu wypełniając wolne przestrzenie. Powoli z tej powodzi oczom ukazują się kształty,  poszczególne detale. To nie woda, to morze ludzi i koni z zatkniętymi gdzieniegdzie wieżami obleżniczymi ciągnie w stronę murów. Strażnik się ociąga, ale na twarzy rysuje mu się niepokój. Rozgląda się po kątach w poszukiwaniu ratunku. Jest. Porzucona w nieładzie trąbka. Chwyta ją błyskawicznie. 
I tu następują wydarzenia których kilkuletni umysł nie potrafi zrozumieć. Mimo powagi  sytuacji strażnik pomału człapie w kierunku  okna. Nie gna,  nie podbiega rozemocjonowany a powoli jakby w transie podchodzi. Otwiera okno. Przykłada do ust trąbkę i... zaczyna grać cholerną usypiankę. Melodia nie jest w stanie poderwać do działania nikogo. Rozlewa się sennie po ulicach miasta,  zagląda znudzonym mieszkańcom do okien, odbija od kościelnych witraży, snuje leniwie po straganach na rynku, podrywając jedynie lewe oko kundla śpiącego pod nogami żebraka. Kilku zaciekawionych gapiów patrzy w kierunku hejnalicy, akurat w czasie, kiedy chmura strzał leci w jej kierunku. Groty uderzają w mur i opadają bezsilnie ku ziemi. Jedna jednak, czy to zbłąkana czy trafnie zaadresowana przerywa hejnał przeszywając nieszczęsnego strażnika.Ten nieprzytomny z bólu odsuwa się od okna. Oczy szukają jakiegoś oparcia i znajdują. Zdobywając się na nadludzki wysiłek podchodzi powoli do następnego okna. 
Sygnał znów rozbrzmiewa lecz... od początku. W melodii nie słychać większego niepokoju. Jest donośna wyraźna i ani trochę żywsza. Chłopiec dopinguje grajka i kiedy ten dochodzi do fragmentu w którym przerwał, zamyka oczy i cicho szepcze zaklęcia. Nie widzi kolejnej strzały wbijającej się w nieszczęśnika ale wie doskonale co się stało. Trąbka milknie. słychać oddalające się kroki i...kolejną próbę. 
Chłopiec nie rozumie tej sceny. Chciałby mieć moc  wpływania na błędne decyzje. Zmieniłby leniwą melodię  na zdecydowanie żywszą. Ukrył hejnalistę przed ostrzałem,  zamienił  trąbkę na łuk, aby razić z góry najeźdzców. Ale najbardziej mu żal sygnału. Ciekawość co było dalej nie daje spokoju.  
Wraca z podróży do domu dziadków wraz z ostatnim sygnałem.  
Minęły wieki i nikt nie potrafi jej zagrać. Jest rozczarowany. Liczy że może jutro komuś się uda... 
Dużo później nałoży tę scenę na większy plan historii Wielkich Mongołów, bohaterską i bezcelową śmierć Henryka Pobożnego i na fakt, że hejnał nie jest faktem historycznym, a jedynie pamiątką dawnych wydarzeń wykonaną po raz pierwszy  13 lutego 1838 roku.

czwartek, 27 września 2012

typowy

typowy  wiersz
w typowej aranżacji
uwodzący potok słów
zamiast kolacji
ale o jedzeniu
poczuł ją na widelcu
choć 
poszło prawie na noże
kiedy zaproponował
na deser - że może
by tak razem bez słów
przy zgaszonej świecy
zaburczała 
choć może w brzuchu
pokazała plecy
coraz to dalej
i dalej od śniadania
nie mogła wytypować
czy będzie typowo
czy coś
do czytania

wtorek, 25 września 2012

zapomniany( dla Tusi w odpowiedzi:)))

znalazłem wiersz
 sprzed miesięcy
czytam i czytam- fajny
i chciałoby się więcej
go czytać i czytać
tylko kogo zapytać
o czym to czytałem?
skoro sam go
przecie
niedawno pisałem

zagęszczony

leży człowiek i się nie porusza
nic go nie bierze
do powstań nie wzrusza
leży człowiek a przecie mógłby wstać
zajàć mniej miejsca
q.j.m 
a tak
nie porusza się z głupia frant
zajmując 
chcąc czy nie  miejsca 
dwa

żyw jeszcze leży i się nie wykrusza
człowiek
dajmy na to
ja

poniedziałek, 24 września 2012

o baszta!


kto by płakał po kątach
mężczyźni mają zbroję
do ukrycia
miecz do odpędzania
smutku
rumaka do gubienia go
z wiatrem
kobiety zwodzą za fosą

niedziela, 23 września 2012

twórczy

profilowane dłuto podbijak
same w sobie mają się nijak
ale dodajmy do nich
kamieniarza-
znaczy czynnik ludzki-
a efektownie zadziwią
nieodwracalne sutki

sobota, 22 września 2012

itaki

wypiętrzone fundusze
zdradzieckie indeksy
łypnięcia jednookich banków
doradców podszepty

rozpiętymi banerami
zawracane głowy
syreni śpiew kredytów
z umową gotowy

ha!

spod takiej troi
powróćże odysie!

a skoro już jesteśmy
przy troi
co sądzisz o
naszej polisie?











plażowy

odpływy odsłaniają wstydliwe
tajemnice

w miarę obniżania poziomu
kałuże z  resztkami
na pański stół

stopami w grząski piach wtopieni
brniemy

byle zdążyć przed nadciągającym
fiskalizmem

piątek, 21 września 2012

alternatywny

żyć godnie spocząć na wersalce
łzę uronić czasem
przy barce
z flagą polatać obudzić ze snu
pobiegać z pochodnią po mieście
w rocie nabrać  tchu
zapisać złotymi zgłoskami
pod uznanym nazwiskiem
i po prostu cieszyć się 
jak wariat
całym pyskiem

gotujący ;)

zdradziłaś
i wiesz co?
wydrapię sobie oczy
podam ci w rosole
jak się napatoczysz
bo tak naprawdę 
już mi wszystko
jedno
i to
co mi ofiarujesz

wezmę w ciemno

czwartek, 20 września 2012

pełen nadziei

wyglądał jak prawdziwek
zdawała się być kobietą
złoty interes chciałoby się rzec
a jednak 
gdzie tam

szef przyszedł wcześniej
spadek zbyt późno
okazało się że niby granit
a ma konsystencję luźną

miała być pogoda
a pada i wieje

zawsze się na coś 
nadzieję 









środa, 19 września 2012

do wojtusia z popielniczki..

pod brzemieniem myszka 
stygnie  zupa z dyni
kandydatka młoda  doświadczona biegła
dyspozycyjna

och! mistrzyni

wrony zjadły wróbla anektując cały skwerek
załączniki:
dwa zdjęcia
list motywacyjny
świadectwo
pantofelek

poniedziałek, 17 września 2012

hmm, sam nie wiem o czym...

orkiestra dęta wita discavery
wielki wycieczkowiec
jak inne ze cztery
na ląd wychodzą całkiem
zwykli goście
i kapitan niewielki uśmiecha się
na moście
pogoda taka sobie
i nic nie wybuchło
a jednak newsem
po wszystkich mediach
gruchło
o odwiedzinach w szczecinie
przerośniętej łodzi
a ja się zastanawiam
kogo to obchodzi?

starorzecze

zerwał  z łańcuchem
nie obejrzał nawet
w pysku resztki słomy
w oczach zieleń trawy
no to
wio...

taka stara krowa

nie ubodło cię to

niedziela, 16 września 2012

sklep akermański



na łóżkach drzemią bezkreśnie towary
sprzedawca w nieokreślonym wieku
raczej nie stary
prowadzi rozmowę na dwa telefony
wskazuje  palcem na bierz co chcesz
czuj się obsłużony
zapachem wschodniej kultury materialnej
odpływającą nadzieją
na koszulę do marynarki czarnej 
w rozmiarze  XXL 
porzuć wszelkie drobne wędrowcze
oto cel
podróż za jeden uśmiech bez wizy
nabierz odwagi obierz kurs
walut 
na  spirytus i dalej jeszcze
na fajki bez akcyzy

sobota, 15 września 2012

wryć się jakoś


gad


pozostaje zagadką z agatką
czemu poszło mu tak gładko?
wśliznął się za gatki agatki
chwat gagatek zimnokrwisty
agatka ręczy i agituje że 
rączy narowisty

niczym koń
choć wcześniej agatka
tęskniła doń
to teraz wyjdzie za gada
zagadkowo zbywając
ciekawskich
że to dłuuuga historia
i jej gadać o tym
nie wypada

aaaby zaśpiewać

i tak pójdziemy na wino
ty masz swój problem
ja swój
mój dopiero wypłynął
od roku znany jest twój

i tak pójdziemy na piwo
ja mam coś jeszcze
ty też
moje w kieszeni szeleszczą
twoje brzęczą sam wiesz

i tak pójdziemy na wódkę
wypiję ćwiartkę
ty dwie
będziesz chciał znowu się spotkać
ja pewnie nie powiem nie

i tak pójdziemy do diabła...


piątek, 14 września 2012

niedorzeczny

rozdali posady
nadania medale
poszli sobie
mnie nic nie dano 
wcale

ani się obejrzą
ani mrukną o
zapomnianych 
grantach
a już ktoś się cieszy
i przebiera w fantach
inny klepie biedę
( bo i tę diabli nadali)
normalnie dno zupełne
nie jestem 
w nurcie
na fali

nośny

Veit Stoss rzeźbił za nosem  nos
i wychodził mu
wciąż zbyt ogromniasty
strugał trzeci dziesiąty 
męczy się nad dziewiętnastym
i nic
walają się po ziemi niechciane
wszystkie zbyt kartoflane
grubo ciosane wiegachne
jakże się Veicisko nie żachnie
dłut wszelakich ze złością nie ciśnie
bo jakże to
taki nos na ołtarzach zawiśnie?
toż to boska obraza!
trza weny szukać gdzieś indziej 
uważać
na rys delikatny
noszek  muszy  bycz akuratny!
zabrał tobołki artysta
narzedzia rzacz oczywista
ambicje zakopał w lesie
a los go nad wisłę niesie
gdzie nosów pęczki w gromadzie
w tryptyka zmieścisz  układzie
a każdy idealny badź w  normie
w treści bogaty 
skromny w formie
raz tylko w kierunku niemki
nie zdzierżył żółtej ciżemki

alles gut krakoffski nosz!
super super jakem stworz!
łza szczęśliwa z nosa spływa
Veit się w tany Wita zrywa


 



czwartek, 13 września 2012

wymiarowy

wiem że jako kreator 
mogę polecieć  na manowce
lecz w modzie czapa dla barana

a szalik owcy?

jesień



wypluty po ostrym grzaniu
ośliźle złoci oczami
osuwa się ziemi choć
jeszcze na niej
choć niezaprząta 
patrząc w biel oddali
szura szeleści
wspomnieniami
mgliście obiecując

o! żałosny

grę występną
jeszcze tej wiosny

wtorek, 11 września 2012

wyznaczny

psalm za psalmem noga za nogą
jasna gwiazda prowadzi
jaśnieje nad drogą

stary but miał dosyć nowego wciąż brak
kto by się tym przejął?
kiedy widać znak

cel drogi   blisko  zwątpieniu się nie dasz
odrzuć kij podróżny
i witaj 
w Las Vegas



poniedziałek, 10 września 2012

akyszny

nie zeszło w kąpieli
z wiatrem suszarki
nie odfrunęło grawitacyjnie
w system wentylacji
nie przełknąłem cholery
solidnie popijając
pod golonkę przy kolacji

zostało takie neurastające
z syndromem żółci
i czerwieni
muszę się z tym pogodzić
oswoić jakoś polubić
to
nadejście jesieni

chłodniejszy ciut

na małym słońcu
jesienna recesja
porzuca nadzieję
przypala od środka
rozlewa w korzeniach
przebiera w depresjach
rozmywa kontury
by się z nią nie spotkać


niedziela, 9 września 2012

sobota, 8 września 2012

odleśny



można osiągnąć całkiem niezły zbiór
zagajnik lasek tysiącletni bór
młodnik poręba
jagodziny przy jeziorze
przewrócona z korzeniem
sosna przy lisiej norze
im dłuższy spacer
tym szansa wzrasta
pełen koszyk świadczeń
dostępnością szasta
przepraszam że tutaj
wszystko nazbyt streszczam
lecz spieszę do lasu
jest sezon
na kleszcza

na chwilę słabości

przypisany do ziemi
aktem własności
rozkładam się bezradnie
do kości
bez udziałów osób trzecich
sam na sam z rozpadem
i co mnie zachwyca najbardziej
samodzielnie
daję radę

gześ


jakby nie można było umrzeć
nad polskimi jagodami

dwa dni w lesie
mialeś chwilę dla siebie
bez pogoni za chlebem

życie to musi kosztować
wszystkie pieniądze

zostałeś mi winny
dwa piwa
oddasz kiedyś tam

piątek, 7 września 2012

no i po herbacie

kwiaty w wazonie
szklanki po herbacie
krzywym charakterem
na stole:
 bimbulce - maciej
(na czekoladkach
od wedla flamastrem)

nieszczelność  powiek
nie kryje rozczarowania
(to zawsze są drobiazgi)
wszedł i wyszedł 

bez pukania

środa, 5 września 2012

bransoletka ( pocztówka)


na językach

pośrodku miasta zwieńczona czubem
sterczy ku niebu nowa  wieża
bubel
pan litościwie nic tu nie miesza
patrzy jak w wieży pokaźna rzesza
robi przez okno zdjęcie za zdjęciem
i komentując przy tym zawzięcie
palcami tyka w jego kierunku

czyżby  mało miał z nimi frasunku
cóż to zwabiło ich tak gromadnie

jak to- 
- przyrodzenie boskie?
no...ładnie...

nieoczekiwana propozycja


z suflera na afisze
awansować tak nagle
bez powodu
pierwsze słyszę
przestawić zegarki
dietę i styl bycia
podwinąć rękawy
stanąć u koryta

mieć siebie mniej
by na sobie więcej
trzeba podziękować
jakoś
coś wymyśleć
na piętce

wtorek, 4 września 2012

w kwestii żydowskiej

Po upalnym  dniu Tel Aviv odpoczywał w kawiarniach, na balkonach i ogródkach sącząc do uszu gwar ożywionych rozmów. Mieszał gatunki muzyki z radiowych odbiorników z odgłosami reklam. Ulice za dnia opustoszałe teraz ożyły. Grupki zajętej sobą młodzieży,  kolory i zapachy stały szpalerem pod którym Rachela z podtrzymującym za rękę Aronem szli najkrótszą drogą do szpitala. 
Godzinę wcześniej Rachela poczuła pierwszy skurcz. Po nim nastąpił drugi i trzeci. Widziała co ma robić. Zadzwoniła do siostry aby zajęła się trójką dzieci, wzięła torbę z wyprawką, stanęła nad Aronem i powiedziała krótko:
- już!
Bliźniaki  od tygodnia nie dawały jej spać. Wierciły się kopały domagając się częstych kąpieli i łagodnej pieszczoty. Aron wieczorami czytywał im bajki i delikatnie gładził brzuch opowiadając burzliwe dzieje rodziny. Dramaty wojny i radości dnia codziennego. Teraz były gotowe.

- rozwarcie dziesięć centymetrów powiedział lekarz.  Potem uśmiechnął się do Racheli,  spojrzał na Arona i rzucił cicho
-  no to zaczynamy

Godzinę  później kiedy północ  zaczynała dogaszać szmery miasta, w miejskim szitalu Rachela po raz ostatni wbiła paznokcie w dłoń Arona. W spaźmie przechodzącym od płaczu do radosnego śmiechu nastąpiło ostatecznie
rozwiązanie

bransoletka

bransoletka

utkwiła w czerwieni
z dłonią
kiedy o czwartej nad ranem
przyszli po nią
założyć naszyjnik ostatni
gdy
"związek nasz bratni" 

...

słyszę krzyk
nie rozumiem
skąd brałem tyle sił

na ciszę


poniedziałek, 3 września 2012

biesiadny

gdy jutro też jest dzień
pojutrza nie jestem pewien
gwiazdy na drugi krąg
 po pięknym nocnym niebie
do ognia wielki wóz
las pachnie do ziemniaka
od łąki rosa śni
to jutro 
w powijakach

bo jutro też jest dzień
pojutrza nie jestem pewien
chrypię ballady tren
popijam gwiazdy śpiewem
samotny biały miś
niedzwiedzią mi przysługą
go choć się jeszcze tli
czas by dorzucić 
drugą

gdyż jutro też jest dzień
pojutrza...



sen ty mentalny

przeuroczył 
miodem zaklęć tańcem oczu
bez oddechu

zaczarował omotał
przywiódł do

pustego dziś śmiechu

niedziela, 2 września 2012

róża 12


parkowany

po wsze dnie chleby
puchną w żołądkach kaczek

spróbowałem do parku
dojść od pomnika
inaczej
nie potrafię
przypomnieć sobie 
skąd w ręku napoczęta
piętka
a w kieszeni okruchy

pusty placyk gęstnieje
zwalnia ruchy
przywołuje wspomnienia 
i ptaki

siadamy na ławce
rzuć im rzuć
nie bądź taki
nie wiem czy zrozumiałem
czy w końcu byłem czy nie byłem
trzepot skrzydeł cichnie
powszednieje

rzuciłem




znaleziony

może mnie oświecisz
leżę przybity
w zetlałych spodniach
zardzewiałe nity
ostatnie larwy
dawno gryzą piach

oświecił
sprawdził dokumenty
denat 
lat trzydzieści
kawaler
adam stach
(ciekawe które to imię 
a które nazwisko?
a zresztą nieważne)
dziękuję możecie odejść
z mojej strony wszystko...

sobota, 1 września 2012

szmat czasu

manekin smętny
od znoszenia
nieprzebranych
okazji
w wielkim pudle 
marzenia na wagę
coraz tańsze
 
 
młoda pani szuka szybszych
rozpięć
z satysfakcją pierwszego
odprucia metki
 
starsza z przyzwyczajenia
po siostrze

ciepły

rozniecę ten ogień w tobie
ogrzeję przy dobrym winku
a potem zdrzemnę się chwilę
tuż obok
 drogi kominku

kultowy



boga emocji obalmy 
bluźniercę
odrzucając pradawnych kultów 
skorupę

 paralelą śmiertelną
wymierzoną w serce

wyznajmy

mam dupę i patrzę w dupę
;)