środa, 30 listopada 2011

wierszyki z nk

sprzeczały się szalki która się odważy 
przyznać że ta druga mniej od pierwszej waży 
na jednej leżało cztery kilo sera 
na drugiej ziemniaki...też cztery...cholera! 
humorów szalkom to wcale nie psuje 
w uśmiechach jedna drugiej ustępuje 

............................


czekam na wiatr co pozwoli 
furkotać moim sztruksom 
zawsze im zazdrościłem -
czerwonoskórym siuksom 
im to się tam majtało 
gdy wiaterek wiał z prerii 
majtali jadąc na koniach 
w czas z białymi brewerii 
majtali przy polowaniu 
i na wojennej ścieżce 
przy pocahontas machali 
przy osadników agnieszce 
jak na bizona ruszali
wracali do rezerwatu 
wiatr furkotał po...
(na chwałę manitou )
majtali do wiwatu;) 

...........................

taka pora nadejdzie 
że się wszystko
skończy 
a wtedy szczęśliw 
pod kim ogier rączy 
co uniesie daleko 
może aż na wolę 
tam ratunek u Ewy 
i kluski w rosole 

cezarowi co cesarskie i heniowi conieco

taki juliusz cezar jak dostał kosą
to się zdziwił że kumpel mu sprzedał
heniek nie miał złudzeń
w ogóle jedynie rzygał krwią
i to tylko na lewo
jakby bał się że mu przyjdzie
płacić za dywan

kra dwa

poległem w zimowym
podejściu
zawisłem bez czucia
bez szans
na czekanie

byłaś po to


dla wiersza

coś zostanie

interwersja

zaoknie zawodzie zadupie
net zbliża do ludzi 
po każdej chałupie

chiny pod palcem
ameryka w sieci
czatuję ściągam wklejam
w globalnym powiecie

śnieg za oknem pada
sprawdzone na stronie
zima widać przyszła
zimno jakoś w dłonie

zaoknie zawodzie zadupie
deszcz listonoszowi
po kaloszach chlupie

krasula sąsiadów
znów chce oddać mleko
od trzech dni już ryczy
ale to daleko

wtorek, 29 listopada 2011

połowa rzeżby

trybun

trybun z trybun
gromkim wezwał głosem
byśmy pochylili się nad miasta losem
upadek wieszcząc i miastu i światu
mąż przeciwko...żonie?,brat przeciwko bratu
występkiem okrutnym brakiem człowieczeństwa
przymuszony do czynu z pomocą szaleństwa
zgrzeszy zczęznie skona
w popioły obróci
no chyba że się opamięta
i podatek zwróci

...............................



baranki4 pisze...
Taki z niego wieszcz
jak waltornia z koziej dupy
Trzeszcz, wieszczu, trzeszcz
jeśli zbierzem się do kupy
nikt nie szczeźnie
nikt nie skona
jak się zgada brat
i drugi, mąż i żona
zmieni się nasz trybun
w antylopę gnu lub kudu
i pogoni go po mieście
trybuna, ale ludu ;)

Naszło barana, ech... ;)))

na strunie a

potraktował ją instrumentalnie
zagrał  koncertowo
 na ostatnich nutach

wciąż odbija się szerokim echem
choć nie wiadomo
gdzie batuta 


..........................

baranki4 pisze...
Marząc o batucie
skakał na batucie
oddam batu cię
myślę: ba, tu cię
mam - niby mąż, tata
a naprawdę
muzyk - akrobata ;)))

powodzi się

fala kulminacyjna
przelewa się w mediach
widziano już podtopienia
w okolicach  wiednia
strużką ledwie
zapuściła szpice
na sycylię -to we włoszech
zmiatając  ulice
opuściła tajlandię
ominęła balii
wzburzona przyjęciem
wita się w australii

poniedziałek, 28 listopada 2011

ja poeta

piszę wiersz do kotleta
na pełny żołądek
tak wygląda poeta
może inaczej siądę

jakoś mniej na krześle
więcej na łóżku może
szerzej otworzę okno
lepiej się położę

na małą drzemkę
zawiązanie sadła
potem
napiszę wiersz - o Afryce
która dziś nie jadła

teraz i w godzinę szczytu

w zakamarkach dnia
pochowane
mieszkają tęsknoty

zwinięte w kłębek
spokojnie śpią
w kieszeniach kapoty

pędzisz na spotkanie
zaplatasz palce
w zawiniątku zdarzeń

odruchowo zgarnięte
fioletowe stringi
w dostępnym rozmiarze

[truchtam do kruchty]

truchtam do kruchty
bigos z kapusty
przyspiesza kroku
i tak miałem iść
od roku

a teraz po kapuście
będzie widać na chuście
że byłem człowiekiem
uduchowienie z mlekiem
wyssane nie z palca
jak wyłupiony rodzynek
na zakalcach z wierzchu
pomarszczony
wilgotny od podłoża

z tej strony do wzięcia
i wypoczęcia 
od  poczęcia
do napoczęcia

niedziela, 27 listopada 2011

oczy czerwienieją zachodem

na godzinę przed zmierzchem
wyrzekłem słowa
się

wolałem patrzeć
na nieudany debiut
nadziei

teraz rzucającej
długie cienie
pogrążające
w upadku
moją heroiczną
sylwetkę

ostatecznie zwątpiłem
w sens dalszego oporu

usiadłem

sobota, 26 listopada 2011

marian

gustował w sztukach wyzwolonych
szczególną atencją obdarzał
halinę

labirynt

czeka ariadna
cała kłębkiem
na końcu sznurka
wita się pępkiem

siedzi i marzy
wiecznością 
syci
byle się nie zamotał
bo z planów
nici

czeka ariadna
a przecież tyra

fajne
wykroje
przysłała
dejanira

ości

zjadł faszerowanego węgorza
sałatkę śedziową w sosie
tatarskim i solidnie upieczoną solę

powstanie ostatnie odbyło się
bez należnego patosu
ot podniósł się i poszedł do toalety

zaniepokojony brakiem napiwka
kelner odnalazł go tam
piętnaście minut później

powołany biegły patolog
odnalazł treści
wskazujące na chorobę morską

Róża 9


dziamgotam
marudzę
jęczę
im dłużej jęczę
bardziej się męczę
przerabiam ciszę
na jęki
weźmy tato 
podróżny smoczek
i chodźmy na spacer
dzięki

piątek, 25 listopada 2011

jesienna data

późna jesień klnie co raz siarczyściej
o poranku
ręce przymarzają kluczem  do zamków
radośnie
jeszcze wieczorem miałem wodę
w dzbanku
postawiłem przewrócony  zawartością
ukośnie

pogubiiłem w burości wczorajsze 
czerwienie
i żółcie zalewają   resztki we mnie
ciepła
lukier na liściach sztywnieje przez 
śnienie
pani jesień poszła sobie a może
uciekła

zapisane na dziewiątej skórze

Ciemność i  cisza  wypełniały te pierwsze chwile. 
Sięgnął gdzie nie siegało nic i nikt przed nim. Wydobył z pustki światło.
Narodziły się przeciwieństwa. 
Sięgnął zatem do do wyłaniającej się myśli tworząc przeciwieństwo ciszy. Nadał jej rózne barwy natężenia i skale. Udany pomysł z dzwiękiem nasunął mu jeszcze lepszy. Wypełnił przestrzeń kolorem, sięgając po biel pod różnym kątem.
Nicości nadał punkt podparcia sięgając po słowo które stało się ciałem. 
Odtąd co rusz sięgał po nowe środki wyrazu. Przelewając myśli w oceany, skupiając się na kontynentach, błyskając czapami lodu. Tchnąc mgły i zamglenia, zachmurzenia duże do umiarkowanych.
Na końcu od niechcenia sięgnął do ożywienia materii. Efekt nie był zadawalający. Czegoś brakowało i należało coś z tym zrobić. Tylko co?
Sięgnął do kieszeni...

kilka świńskich limeryków

świnki ryją świńskim ryjem
taka świnka się nie myje
nawet dziewice
na polędwicę
idzie jak trochę przytyje


Jedna świnia ze Szwabii
bauera ogonkiem wabi
aż zauroczony
zamiast do żony
poszedł w kierunku grabi

druga świnia aż z tych
pewna powabów swych
uwiodła pana
a ten już z rana
nadział ją głupek na sztych

jedna świnka od knurka
jadła ziemniaki w mundurkach
marchewkę i selery
nawet kebaby cztery
a tu idzie świńska górka


Jewka pisze...
Świnko, nie rób głupich min,
Bo się w nocy przyśnią mi!
Świnka jednak miny robi!
Staram się, by jej nie pobić,
Bo to była świnka z Chin ;)


 Asja pisze...
Pewien chłopiec miał świnkę,
dał jej na czczo słoninkę.
Ta swego wyczuła -
znajomego knura,
zamienionego w szynkę :)

orniteologiczny

czyż taki mały czyż
dbałby o czyży wyż
gdyby mu telewizja i prasa
wymierzyła cios
poniżej pasa

czwartek, 24 listopada 2011

choć opowiem ci bajeczkę...

księcia na białym koniu czekała
w skowronkach
przyjechał jak w bajce
tyle że do małżonka

awers

i na tym poprzestań
nie można dalej
tam już jestem tylko ja
i kalambury

dzień 
bywa wyzwaniem
od najgorszych 
cienka granica
soli w zupie
to zawsze 
jakiś problem
poza podmiotem

środa, 23 listopada 2011

hurysta

nie masz glocka nad kałacha
inny też sprzedawca jego




zorientowany poprawnie
poderwał  dosyć sprawnie
pannę z orientu

bez różnicy dla sprzętu
który posiadał
plan miał zresztą taki 
że sprawę zbada

na randce w knajpie
w centrum miasta
gdzie śmietanka
towarzyska 
nadmiarami  szasta

umówił się 
przyszła według
 wschodniej maniery
ubrana w tradycyjny czador
i dwa kilo ce cztery

wtorek, 22 listopada 2011

kobieta i buty

Są jak zwierciadło złej królowej. Mają jedno zadanie. Odzwierciedlać piękno, ukrytej za starannym maskowaniem, duszy nosicielki. Stała pogoń za uciekającym czasem potrzebuje solidnych butów. A bieg to morderczy, na kilkanaście par wiernych, prawdę mówiących butów.
*
   Kobieta podeszła do lady. Wystylizowana poza zimnej obojętności wyraźnie przegrywała z rozedrganym głosem i nieposłuszną dłonią kurczowo zaciśniętą na torebce.
- Czy z tych na wystawie są siódemki? - zaczerwieniła się na myśl że zabrzmiało to zbyt błagalnie.
- Ostatnią parę przymierza tamta pani.
Krew gwałtownie uderzyła kobiecie do głowy. Odruchowo obejrzała się w kierunku
wskazanym przez nos ekspedientki.
Na pufie przed lustrem, siedziała obleśnie gruba baba, mocując się z jej pantofelkami. Noski zadarte błagalnie zdawały się krzyczeć: "niech mi ktoś pomoże!". Ciężki naszyjnik uderzał w nie bezlitośnie, barbarzyńsko smagając błyszczące lico.
Nie widzi pani że za małe! - wydarła się oskarżycielsko. - Ten kolor w ogóle do pani nie pasuje, moja droga. Ma pani typ urody północny i pastele dodadzą tylko sylwetce wrażenia masywności. - plotła trzy po trzy. 
Wyraz tępego odrętwienia na twarzy babsztyla, zachęcał do słowotoku.
Teraz jak drapieżnik wietrzący ofiarę wiedziała, że pantofelków nie wypuści już z rąk. Ten kaszalot jeszcze nie wie z kim ma do czynienia, ha!
- Ja bym radziła tamte czarne. Świetnie pasują do pani owalu twarzy, brwi. A czarny pasuje do wszystkiego. Wystarczy założyć cokolwiek i będzie pani szykownie wyglądać. Mąż nie mówił pani, że w czerni pani do twarzy?
He he, numer z mężem zawsze działa. One myślą, że ktoś uwierzy, że mogą kogoś w ogóle mieć.
No i czarny wyszczupla! - wypaliła niczym ostateczna wyrocznia. 
- Taaak ... - dobyło się z gardzieli chrapliwe ni to pytanie, ni to potwierdzenie.
Tak, tak, droga pani! Czarny zawsze modny, można do pracy, na spotkanie towarzyskie, a nawet na pogrzeb. - ostatnie słowo, wypowiedziane w żartobliwym tonie, miało do końca rozładować sytuację i omamić sprawczynię zamachu, na jej wymarzone buciki w kolorze delikatnej pistacji.
Babsztyl poderwał się z pufy. 
Czerwona, chora cera nabrała jeszcze bardziej ceglanego koloru. Gałki oczu niemal nie wyskoczyły jej z orbit, kiedy dźwignęła się z delikatnym pierdnięciem.
- Pogrzeb! - wrzasnęła kobiecie prosto w twarz - Pogrzeb!!! A co pani kurwa może wiedzieć o pogrzebach! Jestem szesnastym dzieckiem moich rodziców. Najstarszy z braci zmarł gdy miałam szesnaście lat. Teraz mam trzydzieści dwa i nie mam już rodzeństwa. Co roku na wiosnę żegnam kogoś z rodziny. Czarny powiada pani! Rzygam czernią! Noszę ją nieprzerwanie od kiedy miałam czternaście lat, od śmierci ojca. Gówno mnie obchodzi czy czarny wyszczupla czy nie! Rozumie pani! Nie obchodzi mnie nawet czy te buty na mnie pasują czy nie! I pani nic do tego. Kupię te cholerne buty, choćbym miała ich nigdy nie założyć!
Zapadła druzgocąca cisza. 
Oczy wszystkich oskarżycielsko skierowane w stronę kobiety, smagały jej niewzruszony uśmiech, poddając testowi na wytrzymałość wszystkie mięśnie twarzy. Musiała przerwać tę nieznośną ciszę. Natychmiast. 
I odzyskać buty.
- A może zje pani jabłuszko?

łaziebnik

niepoprawny

diabeł gotuje na parze
obaj chłopcy

trzech króli zza węgła

jest taki czarny mówisz
jakby ci całkiem odwaliło
i miała czas na południową herbatkę
pył osiadł na rzęsach i to nie jest mayby
szykujesz niespodziankę dla mikołaja
przynajmniej nie będzie narzekał na brak
ciepłego przyjęcia

kolacja do lustra wigilia z pasztetem
za stówkę ktoś by się naprężył ale
wolisz zadbać  o własne ciepło
w garści czarne myśli na białe widoki
szufla przemieszcza się bólem pod lewą
łopatkę
kredą wypiszesz na drzwiach KMĆ
może ktoś zapuka ze zrozumieniem

poniedziałek, 21 listopada 2011

buty

dobre mam buty
wędrówka daleka
idę na skróty
nikt tam nie czeka
dobre mam buty
i kijek na drogę
mogę zawrócić
mogę? nie mogę!
bo dobre mam buty
i byłoby żal
by stały u wejścia
nie poszły w dal

dobre mam buty
drogi nieznane
mgłą tajemniecy
lekko  zawiane
lekko zawiany
jam też  ...  ha ha
patrzę na buty
a te już idą
idę i ja
bo dobre mam buty
na drogę hen hen
idę radosny
bo dobrze to wiem
że dobre mam buty
nie jeden a dwa
a mogłem znaleźć
 tylko jeden
tralalala

napoczęty( proza bezinterpunkcyjna),;))

doprowadzał matkę do szału od najmłodszych lat
wybierał najładniesze jabłka nadgryzał i odkładał
nie pomagały prośby groźby tłumaczenia
tracił zainteresowanie po napoczęciu
z biegiem lat zamiłowanie do napoczynania
przeniósł na związki
ale jakie tam związki
napoczywał i odkładał
był jednocześnie silnie uzależniony od kolejnych
soczystych zdobyczy
wybierał te rumiane nienapoczęte
uciekając się do wszelkich metod
poczynając od uroku osobistego
wielkiego oczytania ogłady towarzyskiej
łagodnej perswazjii a na gwałcie i korupcji kończąc

jacht stał na kotwicy w zacisznej lagunie
na pokładzie w rytm fal kołysały się kieliszki
butelka zaplątana w damskie majtki uderzała głucho
o kokpit

dziewczyna weszła cicho na pokład
zmierzwione włosy opadały na piersi
ukrywając ślady nocnych szaleństw
pospiesznie zgarnęła męską koszulę
przykrywając zaczerwienione plecy
zaczęła szukać wzrokiem sprawcę nocnych uniesień
odwróciła wzrok w kierunku gwałtownego ruchu
od srony rufy oddalał się jakiś czarny cień
trójkątny czarny przedmiot zniknął w morzu
podeszła do burty i stanęła jak wryta
o burtę uderzał bezwładnie jej nocny towarzysz
lekko napoczęty

świat nie dla ludzi

gdybym się obudził
w ten zimny poranek
pod koniec listopada
w zastygłej  chitynie
dumą w gonadach

bym nie marudził
sam jeden na świecie
liczonym na miliardy
wiedziałbym swoje
trzeba być
twardym


Idotegopanna pisze...

Zaprosili karalucha do światka.
Położyli na płatkach, zalali żywicą.
Nie płacił podatków przez wieki...
Jest nadzieja, że otworzy powieki;)

niedziela, 20 listopada 2011

ciuciuwstawka

zamykam oczy 
w otwartych
za dużo mroku
do rozproszenia

więc tak łatwiej
o byle precedens

Róża 8

kilometr dwa pięć
coraz dłuższe spacery
bym starczył na dłużej

nuci zachęcająco
dając nadzieję na dymka

za rogiem

przegrywa walkę
patrząc z wyrzutem

zmęczona zasypia
z łzą na policzku

są papierosy które
szkodzą bardziej

sobota, 19 listopada 2011

nie tak szybko

















lubimy się przez szybkę
coś miałczysz
ja nie szczekam
mam chrypkę
chciałbyś wejść?
poganiać się w berka?
wierz mi brachu
i we mnie jest wielka
ochota na ruch
taki we dwóch
ja i ty
i żeby nie było pana
bo się plącze między
nogami
polubiłem cię wiesz?
to jak będzie z nami?

siłą rzeczy

wisłą do morza

ptakom podobny
bezdomny
przez pożar
nie zawróci z drogi
wreszcie w głównym
nurcie
uśmiecha się
zdaje
zróbcie coś
nie stójcie!

morze / może i to ma sens

może i to ma sens
na atomy do podstaw
dojść 
odbudować w nowej
formie

dziękuję wszystkim zebranym 
cząsteczkom
widzę że
wszystko w normie

właśnie się rozłożyłem

oglądam z czego byłem
a teraz
sprawdzę się jeszcze
w wapieniach
no to

do pojawienia

en sot wi kardia po

znalezione w butelce
znalazca  znalazł się
ze znaleziskiem w rozterce
co czynić z tym począć co
jaki tego sens
zamyślił się
przymknął oczy
wstrzymał pracę rzęs

myśli to a może tylko sen
za morzem jest wyspa
od Hiszpani hen
i od Grójca gdzie podmiot
także drogi szmat
i ta butelka aż z wyspy?
ech mały ten świat...

no więc ta wyspa
i piasek
samotna dziewczyna
wyrzucona przez morze
z jedną flaszką wina

dziewcze pije wino
łzami pisze słowa
"pewiEN pSOTNik
imienia nie pomnę
( w tym miejscu
Wina została połowa)
WIKARemu DIAbły
POdrzucał wilgotne"

co to miało znaczyć?
to dobre pytanie
może ta dziewczyna
 zna odpowiedź na nie?

otworzył oczy i z miną
co wyraża wolę
wyrzucił problemik
z okrzykiem : pie  ole!
jakoś tak wydobył 
tylko te litery
i weź tu zgadnij co krzyknął?
co to za maniery?!

piątek, 18 listopada 2011

a portem

podniesiona kotwica
żagiel pchany
od rufy

 dumna kobieta z chusteczką

z opuszczonym 
do połowy
biustem

siąpiciurka

za oknami siąpi ciurka
nosy psie wystają z budy
niczym sito ciemna chmurka

wróbel stroszy w deszczu piórka
gdy na dworze siąpi ciurka
dziś nie wyszedł kocur rudy

za szybami malcom z nudy
przyszła na myśl nowa bzdurka
a tu siąpi a tu ciurka

siąpiciurki płyną z deszczem
siąpi ciurka ciurka siąpi
jeszcze wyjdzie może słonko
lania wody nam poskąpi

20 lipca 2011

czwartek, 17 listopada 2011

zacznij od głowy

Jestem świeżo po upieczeniu
motyl bezradnie zachwycony
subtelną zielonością modliszki

zatrzymany w tysiącu odbić
wierzę pozostać w jednym

na zawsze

....................

 Dorka pisze...
zielona smukła dama 
w idealnie skrojonym fraku
siedzi rankiem na liściu
rozmową prowadząc taką
czas by już śniadać
wszak dnieje
muszki latają dokoła
ale jak zjem je
kto będzie bzyczeniem 
o ranku zwiastował?
komarek lata tuż obok
co ludziom krwi nieraz 
upuści
lecz on lichy nieboga
od trzech dni przecież pości
motyla widzę barwnego
co niczym obraz 
ma skrzydła
gdy zjem go będzie szkoda
dzieła natury jak z Luwru
cóż głodna pochodzę
może się żuczek przytoczy
biedna modliszka znów chudsza
...

no i znów brakuje mi puenty 

 Wieśniak M pisze...
a żuczek wygłosił
 expose na słupie
rodacy!  modliszki muszki komary
Sens życia jest w kupie

pianino chaplina

  pianino chaplina

śmiech dobrze wychodzi
na czarno białych

klawisze gonią do 
szczęśliwego zakończenia


....................


Dorka pisze...
palcami biegnąc po klawiszach
wzbudza westchnienia i zachwyty
choć nie zna ani jednej nuty
muzyk jest z niego znakomity
a jaki pełen jest ekspresji
to się unosi to opada
wróbelkiem będąc lub sokołem
jak mu z melodii tam wypada
już pewna pani w pierwszym rzędzie
wstała ratować nieboraka
bo w muzycznym swym zapędzie
mało ze sceny się nie stacza
....


 Wieśniak M pisze...
Nieme kina- były- ni ma
coż biedny grajek zrobi
Z palcyma

 Buła pisze...
A ja nie lubię Mickiewicza!!!
Tzn. krzyśka to lubię,ale tego od mistycyzmu-to nie.
(i dzieci w szkole mają go w de)
Lubię mlodego Mickiewicza-ballady i romanse
a już te wszystkie 40 i 4
nie ...tu mam jakieś anse:))))
Co innego takie wiersz:
"Niechaj mnie Zośka o wiersze nie prosi..."
ech,to zawsze wzbudza zachwyt mój i tyle!!!
i zaraz w brzuchu śpiewają motyle
"bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci..."
to takie proste-i rym jest "zanuci".
I jeszcze "Sonety Krymskie"!!!!
Aż mam dreszcze...i czytam,czytam...
i wciąż pragnę jeszcze,
powtarzać szeptem ,bo to brzmi,jak raj:
Bakczysaraj...Bakczysaraj,Bakczysaraj...

wenus z ...tego... no....jak mu tam...

O nieprzemijaniu

o nieprzemijaniu

W bursztyn zaklęta ważka 
piramidy
kamienne amonity
i ja
nie całkiem przeminę
pozostaną
kredyty


8 maja 2011

środa, 16 listopada 2011

forte piano

gramy jak dawniej
na cztery ręce
znów się uśmiechasz
a ja się wiercę

powtarzam  frazy
ty gnasz na skróty

cóż to za koleś
przerzuca nuty?



29 lipca 2011

wtorek, 15 listopada 2011

euryka

chmur siwe talerze ...
jakie to odkrywcze!
gołoledź na drodze
działała  ożywczo

gdy ruszałem przed siebie
do pracy nad ranem
sen zastąpiły
jawy skołatane

i  roboty drogowe
(by zdąrzyć przed zimą)
nie miałem kawy -
 herbatką z cytryną

rozpalam pod piecem
i twierdzę -  znalazłem!
co mnie tu przygnało
po kiego tu wlazłem!

z myślą się oswajam
dopieszczam hołubię
pod tym chmur talerzem
- by mieć wszystko  w zupie

szaruj

na skraju lasu na skraju
zajączki sobie bimbają
 kpiąc sobie z pracy rąk
dokoła piwo stong
rozjaśnia w głowie
myśli szaraka
czy wszystkim 
futrzastość jednaka?
jak w bełchatowie śnieg
czy to ułatwia bieg?


to znaczy skok
w bok
kiedy druga połowa szarości
nie patrzy
a jak się natrze 
takim śniegiem
futro
np jutro
to będzie szybciej
czy nie?
kto wie?

siedzą na skraju zające
bimbają wciąż takie kpiące
z normalnej pracy rąk
dokoła krąży strong
nad nimi orzeł

co mnie nie ubodło
bo to przecież w końcu
godło


 Jewka pisze...
Szaraki, orzeł, strong?
Mój czas się w pracę wpiąć ;(
I oby tak do świąt.
Przez jesień trzeba mknąć,
Nim zima da nam ziąb,
I zacznie do nas lgnąć.
Ostatni kwiatek zwiądł...
Z radością włączam prąd,
I siadam do mych ksiąg.
Bo zima da nam w kość,
Przypełza niczym czołg,
Rozsiądzie się jak gość!
I choć uwielbiam ją,
Pod nosem zacznę kląć!
A może to jest błąd?
Rozterki szarpią mną....
I szepczę: stronga wtrąb... ;)

 

poniedziałek, 14 listopada 2011

ciotka matylda leje z cerbera

historia ta ponoć się serio trafiła
Matylda co to to papilot lubiła
tzn się żegnać lubiła z pilotem
przy płocie chusteczką, gdy ten samolotem
lądować zamierzał gdzieś w innym ogródku
żegnała się więc ta Matylda do skutku
a skutek był taki że jasna cholera
do płota gdzie stała przygnało cerbera
a cerber wiadomo czy wieczór czy dnieje
przychodzi do płota i po ludzku leje
po ludzku?już chyba zatrzęsła mną febra
brrr,nie po ludzku lecz leje do diabła leje jak z cebra....

kateherezja

biały ... żółty ... czarny ... odcienie brązu
po co komu
królestwo niebieskie?

pobożne życzenia

... a wszelkich odszczepieńców
od jedynie słusznej 
teorii względności
pozwól nam
tępić 

z całą
bezwzględnością

mężczyzna zmiennym jest

w pracy jest basem
w objęciach mezzosopranu i tenorem czasem
a tylko w domu w sopranu zamieci
zdobywa się jedynie na marny falsecik


15 maja 2011

niedziela, 13 listopada 2011

jesień

stygnący

wiersz pojawił się o świcie
pachniał świeżą kawą
i kilkoma uroczymi metaforami
prężył zgrabne rymy
w takt podniosłego tonu
gotowy otworzyć oczy
podtrzymać na duchu
oszronionych ludzi

czekając bawił się 
zamieniając "i"na "lecz"
w każdym ustawieniu
uśmiechając do
celności puenty

ruch zaczął się jeszcze
przed południem
z różnym natężeniem
trwał do późnych 
godzin nocnych

pierwszy dzień
obchodów
wiersza

Rower

czas najwyższy zrzucić parę kilo
razem z przyjaciółmi nacieszyć się chwilą
a w tym samym czasie utracić na wadze
rower nad piechotą w tej zaś jest przewadze
że bezruchu nie zniesie (bo się przewrócimy)
na taki rower nadto się nie wystroimy
wystarczy dres jakiś i ładna czapeczka
jak nie ma czapeczki wystarczy chusteczka
skarpetki na nogi buty ciepłe gacie
zresztą ci co jeżdzą zapewne w temacie
powtarzać nie muszę utartych banałów
sport to bardzo zdrowy dla pań i dla panów
wysiłek dla ciała rzecz to oczywista
oczyszcza organizm z załogów do czysta
porusza do tego wszystkie mięśnie brzucha
i stolec jest lepszy lecz nieważne słuchaj!
bierz rower i leć już bo sport to jest wielki
po drodze można przefiltrować nerki
piwem albo dwoma co komu na zdrowie
wysiłek rozłoży się w równej połowie
na prawą stronę i tę drugą ... lewą
powietrza  zaczerpniesz przypatrzysz się drzewom
no dość gadania bo przygoda czeka
ubieram się wstaję już chwili nie zwlekam
zabieram aparat by gdzieś w wolnej chwili
pstryknąć parę fotek - dobrze - moi mili
idę! na gdańskim tam na mnie pewnie czeka wielu!
lecz cholera jasna ja ...
nie mam roweru ...

sobota, 12 listopada 2011

Róża 7

rozmawia z liśćmi
opowiada niestworzone historie
oczy pełne słońca
podnoszą zwiędłe powieki
wszystkiego na co spojrzy
tym razem to klon
ale czekam cierpliwie
tuż obok

Gladiator

ciepło na dworze słoneczko świeci
na forum romanum wycieczka dzieci
wierci się czeka na przedstawienie
słychać już pierwsze zniecierpliwienie
gwizdy przeciągłe śmiech zawodzenia
bo nie ma ciągle nic do patrzenia
byli Trakowie byli Germanie
lwy i niedzwiedzie dwaj chrześcijanie
całkiem zwyczajnie jak to w sobotę
jeszcze Nubijczyk goni za kotem
albo odwrotnie trudno rozróżnić
czas się już kończy jeszcze się spóźni
nasz gwóźdź programu gladiator Rezus
może w katakumb piwnicach sczęzł był
i nie wychodzi ... martwią się dzieci
owoc kolejny na piasek leci
chcemy Rezusa !dajcie go teraz!
bo już nas bierze grecka  cholera!
No wreszcie ! wbiega - nisko się kłania
zachwyt wzbudzając w dziatwie i paniach
bo to dla dzieci głównie poranek
co na trybunach tuż obok nianiek
już wznoszą: Hurra ! dość zgodnym chórem
oczy zlizują  piękną posturę
gdy Rezus zaczyna  wsród krzyku wrzawy 
słabsi wychodzą mając obawy
czy aby dotrwać potrafią końca
prawnuki  wilka z sercem zająca
więc  tchórz za tchórzem już z trybun znika
gdy Rezus układa
kostkę Rubika

klakier*

w czasie pełnienia życia
nic istotnego nie zaszło

kotka brzemienna
patrzyła w kierunku
psa drwiąc z wolności mierzonej
ilością oczek 
naiwna wiara w niezmienność
wytrzymała do miotu

pies ze szczęścia zagryzł
ją w pierwszej kolejności
tu łańcuch nie był ze stali
wytrzymał do końca


*w tym wypadku to imię kotki

piątek, 11 listopada 2011

11.11.11

czy pani na demonstrację? na którą?

podpierasz piękna nosek lekturą
chciałbym w to wierzyć że w moim guście
bo widzi pani tamci oszuści
w głowie zawrócą nie mając racji
ach opowiedziałbym  przy kolacji

przy lampce wina w nastoju świecy

otulę czule odkryte plecy
wszystko wyjaśnię wyłożę streszczę
parę anegdot w wywodzie  zmieszczę

a pani  uśmiechnie się może do mnie i 
rumieńcem spłonie ja nieprzytomnie
zacznę się jąkać zadrży mi brew
uderzy do głowy (i nie tylko) krew
zaczniesz się bawić
kosmykiem włosów refleksja wreszcie
dojdzie do głosu że dużo lepiej nam 
przy kolacji niż marznąć
w jakiejś tam demonstracji

tu leży poeta

kilka wzruszonych wierszy
na krzyż
zza których nie wyściubił nosa
z wrodzonej wrażliwości
na życie
do końca wierzył
że to to metafora
jakaś
nawet miał pomysł
na tytuł
onkolog miał lepszy

o kocie i francuskim lwie

















jeden dwa trzy teraz my 
wsparci o kraty
bogatsi od bogatych o ducha
wkoło zawierucha umiera świat
a my młodsi o tych parę lat
co to nas nie było
z jednym pragnieniem by się 
samostanowiło
o ziemi wierze o zwyczaju
mowie

o życiu  śmierci o drugiej połowie 
i czy ma być chłopcem
lub raczej dziewczyną
pójść na spacer  a może na wino
podatki płacić
czy mieć wszystko gdzieś
warzywa same  czy z mięsem  zjeść
wieszamy krzyże czy też coś innego
wyznajemy pismo czy prawo kalego
idziemy do zakonu czy domu rozkoszy
mamy  czysto pod łóżkiem czy brud się panoszy
palimy trawę  czy tylko kosimy

czy my napewno
samostanowimy?

czwartek, 10 listopada 2011

Kuyban Bayrami

dostałem dziś za darmo kebaba
poczęstowano herbatą

jutro pewnie wywieszę flagę

jeszcze raz wejdę

większy mądrzejszy
nawet zaradny

z uśmiechem

nabieram powietrze
ramiona jedynie wzruszone

świat według wieśniaczka

parteogeneza pochodzi od Partów
bo kto to słyszał żeby Part ów
gdzieś pośród plemion dzisiaj żył i ras
był dawniej owszem przez jakiś tam czas
wybierając polowania z łukiem
przed amora strzałą
dlatego onych Partów był wciąż za mało
aż do zaniknięcia
czekały panny gotowe do wzięcia
do wydania gotowe na tamten dawny świat
lecz do pełni wydania był potrzebny Part
który wciąż uganiał się z łukiem sokołem
panny chcąc Partom dać nareszcie szkołę
do dzieła się wzięły ze skutkiem wiadomym
aż nie miał kto w Parcie już nosić korony
kto wołu zaprzęgać i gonić za sarną
gotując w ten sposób przyszłość
dosyć marną
gdyż
zniknęli Partowie 
lecz mnie ich tam nie żal
została nam po nich partenogeneza

środa, 9 listopada 2011

jesień

najweselszy wiersz jesienny

pani się stroi?
zakłada korale?
a gdzie smutek jesienny  gdzie właściwe żale
przynależne pannie - nie widać ich wcale
pajęcze stringi wprost na gołe ciało
kąpiel raz po raz jakby było mało

suknia jedna druga czerwona nie!- złota!
wezmę tę! nie !- tamtą jak przyjdzie ochota
koronki pajęczyn mgieł tajemnych tiule
do ziemi do serca do matki przytulę
zatańczę posprzątam spać położę kłótnie
bo to czas zabawy zanim białą suknię
założę na drogę prosto w nowe życie
zajrzyjcie pod liście jeśli nie wierzycie
tam trzymam nadzieję ups ...  ze wstydu płonę!
spotkałam się z Latem -
zostałam z nasionem

Kleopatra ... chyba

jeszcze piękniejszy wiersz o jesieni

nie wiadomo dlaczego a może i ktoś wie 
jaki w jesieni drzemie głębszy sens 
porusza w późnym słonku listki i wersy 
a każdy walczy o palmę że niby on pierwszy 

złociste myśli wirują w tańcu na dwa 
wers plączę się z babim latem ha! 
szeleści jesienną kołdrą dla niedzwiedzia 
poeta snuje spacery co będzie siedział 

w domu ? gdy na dworze wieje wena 
w lodówce pusto w butelce nic nie ma 
a głowa skołatana wije rym za rymem 
czasem jakiś paszkwil- ale to najwyżej podpisze- anonimem;)

wtorek, 8 listopada 2011

najsmutnieszy wiersz o jesieni

czerwień brązem zmącił
złoto w czerń zamieni
zieleń szronem strąci

dzień krótki przygasi
ledwie ciepłym słońcem
nasiąknięte pajęczyny
zwiąże koniec z końcem

przemarznięty pająk bez muchy
zajęczy grzejąc słuchy
zającom w kupce czarnych liści
śniącym wiosenne łąki - niechaj im się ziści

pożegnanie z plażą;))

Po dokładnym sprawdzeniu naszych danych, stwierdziliśmy, że Państwa konto AdSense może generować nieprawidłowe działania. Mając na uwadze zabezpieczenie reklamodawców AdWords przed ponoszeniem zawyżonych kosztów związanych z nieprawidłowymi działaniami, musimy wyłączyć Państwa konto AdSense. Wysokość zaległych należności na Państwa koncie, jak również udział w przychodach Google, zostaną zwrócone odpowiednim reklamodawcom.

Prosimy zrozumieć, że są to działania, które podejmujemy w celu zachowania skuteczności systemu reklamowego Google, a zwłaszcza relacji reklamodawca - wydawca. Zdajemy sobie sprawę, że może to być dla Państwa niedogodne, dlatego z góry dziękujemy za zrozumienie i współpracę.

Więcej informacji na temat podjętych przez nas działań, możliwości odwołania lub nieprawidłowych działań ogółem można znaleźć na stronie

monolog wewnętrzny

oczy nieoderwane
po zamknięciu
podnoszą oddech
nierównomiernym
uniesieniem
serce odpowiada echem
cisza zalega na wątrobie

elegia na chleb ze smalcem

drżą na ogniu poczerniałe palce
dzwoniąc pokarmowym łańcuchem
wieczorne zwiastowanie chlebusia ze smalcem
zda się wyczuć nawet skwarki kruche

ziarnu rzuconemu przed wiepsze do pieca 
na złość naturze brązowieją pięty
ku słońcu kłosa  nie wzniesie  jak świeca
płomieniem  już przepadło droga nie tędy

spalone wydarte porzucone bez dechu
w korowodzie grozy napoczęte trupy
zatrzymaj się zwolnij choć  przez chwilę człowieku
trzeba to ogarnąć jakoś zebrać ... do kupy

poniedziałek, 7 listopada 2011

stumilowy

ma prosiaczek jak w puchu
różowi się w pąsach
i ani myśli 
o wąsach

zatrzymał czas
dla siebie
i  czeka
na mnie
na ciebie
na człowieka

kot jesienny

bezimienny tylko na miau
przez szybę błagalnie
czegoś by chciał

liście za nim tańczą walczyka
wiatr zimny hula
a kot nie znika
tylko by stał
zdzierając z serca
przerosły tłuszcz
wpuść mnie do domu
do serca
wpuść
nie zajmę kolan 
chyba że chcesz
wpuść zobacz zimno na dworze
wiesz?
wiatr gałązkami o szybę grał
przykucnął kotek jesienny
miau

niedziela, 6 listopada 2011

bałwanek jesienny

tak mnie naszło od rana
ulepić z liści bałwana
piękny i romantyczny
złocistobrązowo liryczny
czekałby zimy spokojnie
lśniąc na słońcu przystojnie

potem otuli go śnieżek
i z takim białym kołnierzem
w zimowej aurze spowity
byłby jak pospolity
zimowy bałwan zwyczajny
cieszący oko i fajny

a nosząc bałwana miano
w głowie chowałby siano

moja głowa

podmiot

co podmiot ma w sobie 
no co w sobie ma 
na raz nie widać nic zupełnie 
na dłoni potem jest 
na dwa 
stoi tak podmiot golusieńki 
czeka na wersik 
może a 
czasem się chowam za podmiotem 
i taki goły stoję 
ja

sobota, 5 listopada 2011

globalnie

poczułem się niefajnie
gdyż
sterczał bezwstydny  nachalnie
bankomat
widoczny z każdej  niemal strony
przeszedłem
mu przed samym  monitorem
oburzony

Rymwald

powraca rycerz osadza konia
kopię odrzuca zbyt ciąży w dłoniach
zdrów jest i cały  zbroja nietknięta
lśni pancerz w słońcu a pacholęta
śmieją się cieszą machają znakiem
kucharka z szopy już bieży z ptakiem
rycerz zdejmuje hełm jedną ręką
ciężki solidny chociaż udręką
gdy się go trzyma na łbie od ranka
nic to po schodach  tam gdzie  bogdanka
czeka  na górze na swojej wieży
miłości oddana bez czucia leży
czeka na pana i kluczyk od pasa
zamek w nim hardy stal pierwsza klasa
bo damasceńska ... z niej ma też miecz
mógłby napierśnik mieć także lecz
nie zdołał zdobyć go na poganach
tę którą nosi rdzą jest sterana
nic to nieważne człapie po schodach
służba z poduszką czeka w odwodach
jakby pan potknął się i wyłożył
nie odpiął miecza  i takoż  noży
więc waży chyba z tonę łub dwie
ciężko oddechem po blachach dmie
zgrzytają smętnie nałokietniki
rant napierśnika uciska grdyki
chrząstkę ze chrzęstem
ale już prawie wlazł krzyczy jestem!
pot spływa ciurkiem kurcz w lewej łydce
ostatek siłbył zawisł na nitce
ciężko się zwalił na łoże puste
pierścień odszczypał zdobny inkrustem
co go był dostał aż od papieża
kosztował dwie wsie, ale mu nie żal
bo mnich co go sprzedał dał też odpusty
na siebie biorąc grzech a był tłusty
znaczy że święty od grzechów brania
ale nie o tym tu ...  dość gadania!
więc łoże puste a żona w kruchcie
( źle był usłyszał bo ta na kuchcie)
rycerz sam  zzuwa stalową zbroję
przetarte ściery co dawniej strojem
od służby liche nitka przetarta
myśli towarzysz: ech!, mam niefarta!

a gdybyś uczył się był Rymwaldzie,
mógłbyś pracować dziś w McDonaldzie

piątek, 4 listopada 2011

czekam u wejścia

Bo nie cknił

miał pewien generał
wiele wątpliwości
choć wiedzę posiadał
i dość często gościł
na łamach i domach
w umysłach i sercach

niepewność miał taką
czy jakiś szyderca
nie zapyta znienacka
wyłuszczając rację
o nabytą już dawno
wczesną edukację

generał choć w spoczynku
ożywia się szuka
szafki poprzewracał
a zakamarki luka
kolejności w szafach 
szpargałów zamiena
a świadectwa nie widać
szkoły ukończenia

szykuje się dramat
i napięcie rośnie
mija jesień zima
znów idzie ku wiośnie
a dowodu nie ma
jakby go nie było
może wcale szkoły
się nie ukończyło?
kto by to pamiętał
tak po tylu latach
wszak z wiekiem pamięć
różne figle płata

historia smutna
lecz finał szczęśliwy
pan bóg sprawiedliwy
chociaż nierychliwy
trochę czekać kazał
ale już na biurko
generała kładzie
pisemko z cenzurką

o biednym Stefciu

miała baba troje dzieci
troje ich powiła
najmłodszemu było Stefcio
na dwoje wróżyła

mogłbym tu zakończyć 
niniejszą wypowiedź
ale niby  czego
miałaby wam dowieść
że baba pomysłu 
na imia nie miała
że się gusłami jakimiś
parała
na dwoje wróży
a co z biedym Stefciem?
hmmm chyba się zgubiłem
zapytajmy Jewcie?

miałłł

choruję na zanik sierści
co  nie kłóci się z moją naturą
na kolanach

zaciskam bezradnie 
ogryzione pazurki 
na fałdach sukienki 
czerwonej
jak we wszystkich wierszach

tyle że nie mam tej cholernej sierści

jesienią o wiośnie

była piękna młoda

poszedłby za nią
na koniec świata
a nawet
 
po schodach

czwartek, 3 listopada 2011

listek

wielki brązowy liść
zaszczepił  na szybie
w widocznym miejscu
niepokój

zwolniłem

zwierzenia

aby wzbudzić w nm zwierza
wiarę w dotyk powierza
czule pieszcząc głowę szyję i tłów
lecz czy nazwać sukcesem
gdy nadzieja z kretesem -
- z kochanka wyskoczył 
żółw

środa, 2 listopada 2011

wieszaczek

naprawdę

podziwiam ornamentykę
 dobór i grę  kolorów
kuszt rękodzieła

w światłocieniach
ogólny efekt oszałamiający
 i ten  przepych  
zdobienia

obraz kompletny
i spójny pretendujący
do gabloty

miałbym drobne uwagi
ale no co ty !?

tylko detale

jak wyglądasz
w oryginale?

z miłości do nieba

z nadętego balona
wypuszczamy powietrze
starcza wtedy na dłużej
może przydać się  jeszcze
 
nie wyblaknie nie pęknie
nie uleci do nieba
polegując w szufladzie
niech wie
tanio się sprzedał

wtorek, 1 listopada 2011

kapitanowi

wylądował 

kto żyw grzeje się 
przy zafoliowanym zniczu 

Wrona wylądował

czasem jastrząb i nawet orzeł
nie dokona
tego
co dokona(ł) Wrona

kapitanowi Tadeuszowi Wronie - za cud

książę dragula

powiedzcie ludzie co za polityka?
księciem na białym koniu zwano
Włada Palownika!

Co było pierwsze jajo czy kura
zaraz zaraz czy wszystko  tu jasne,
(dla czytelnika) czy też jakaś bzdura

chodzi mi o to w ogóle i szczególe
że księciem na białym koniu nazwano Drakulę
a dziś niewiasty czekają u wrót
by książę przybył i jak rozumiem
pozbawił jakoś ... cnót
przypałętała się rymem durna liczba mnoga
phi, wielkie mi mecyje nic to olaboga
liczba mnoga pewnie nie przypadkiem
tu się pojawiła wszak czasem zadatkiem
przed ślubem jakaś miła czekająca panna
z przybocznym rycerzem (akurat) 
staci nieco wiana
(z czasem ta wartość znowóż jest dodana)
co przecież cnót onych wcale nie umiejsza
no może dawniej lecz panna dzisiejsza
oczekując księcia uszczknie jej po trosze

ależ się z opowieścią dywagacją znoszę
w inne całkiem strony
a Wład ... zielony! podmiotem przecież
a nic tu o nim prawie
zatem zieloność pozostawmy póki co
gdzieś w trawie
a sami zajmijmy myślą tu przewodnią

jakby ktoś poświecić mógł mi tu pochodnią
bo ciemność jakaś w opowieści rządzi
a bard nieszczęsny po manowcach błądzi

acha opowieść dotyczy Włada Palownika
i co z tego faktu dla panien wynika
by zbyt nie przedłużać powiem już otwarcie
z bajania tego puenta:
dziewczyny nie palcie!

poszedł doliną bez kija

dryfujące przez zodiak barana słońce
wyrzucało go co rusz ze zwartych szeregów
na wysunięte przyczółki szczytu

zawsze pierwszy
w sporcie nauce
na czele
szkoły drużyny uczelni
zdmuchiwał ze świecznika
przylepione do blasku kęsy
naturalnie i z wrodzoną nonszalancją
zajmując coraz bliższe edenu pozycje

zgubił prawie swój cień
gdy przyszła propozycja
ze strefy walk

nikt go nie oceniał
mógł się wycofać

coś mu do łba strzeliło





14 września 2011